– Obecny kryzys związany z koronawirusem jest katalizatorem zmian w całej energetyce – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksander Śniegocki, kierownik programu „Energia, klimat i środowisko" instytutu WISE-Europa. – To bardzo poważny szok dla branży: dodatkowo pogarszający sytuację spółek energetycznych czy górnictwa. Tworzy on zarazem szansę, bowiem sposobem na długoterminowe wyjście z dołka i stymulowanie gospodarki jest pójście do przodu: pakiet inwestycyjny, w dominującym stopniu oparty na źródłach niskoemisyjnych – dodaje.
– Pewne decyzje, które powinny zostać podjęte już znacznie wcześniej, będą w tej chwili podejmowane szybciej – uzupełnia w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Daria Kulczycka, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan. – Dotyczy to przede wszystkim energetyki odnawialnej, ale wydaje mi się, że zapadną one też w sprawach energetyki konwencjonalnej – kwituje.
Monokultura węgla
„Węgiel był i nadal jest podstawowym paliwem używanym w polskiej energetyce. Jego dalsze wykorzystanie będzie jednak zależało od warunków ekonomicznych – m.in. opłacalności wydobycia czy realnych kosztów emisji CO2 u odbiorców, a także od decyzji politycznych na szczeblu europejskim i krajowym" – piszą analitycy Fundacji Instrat i Polskiego Instytutu Ekonomicznego w przygotowanym wspólnie raporcie „Przyszły miks energetyczny Polski – determinanty, narzędzia i prognozy", do którego dotarła „Rzeczpospolita".
To uzależnienie najlepiej widać w liczbach. Według ubiegłorocznej edycji raportu „Transformacja energetyczna w Polsce" Forum Energii, w 2018 roku udział węgla w produkcji energii elektrycznej wynosił 78,1 proc., a mocy zainstalowanych w węglu brunatnym i kamiennym – 70 proc. Spadek w porównaniu z poprzednim rokiem był symboliczny: w 2017 r. wskaźniki te wynosiły odpowiednio 78,4 i 72 proc.
Ta monokultura to zarazem przyczyna i konsekwencja kłopotów polskiej energetyki. Węgiel jest jedynym paliwem energetycznym, którego zasobów jest w Polsce pod dostatkiem, co pozwala często prezentować go jako filar bezpieczeństwa energetycznego kraju. Jest jednak surowcem coraz trudniej dostępnym i coraz gorszej jakości, a na dodatek – ze względu na politykę klimatyczną UE i wysoką emisyjność – coraz kosztowniejszym. Na koszty składa się tu zarówno konieczność kupowania uprawnień do emisji CO2, które muszą posiadać przedsiębiorstwa spalające węgiel, jak i cena rodzimego surowca, dobijająca dwukrotności cen na światowych rynkach. A ta z kolei wynika – jak sugerują eksperci – z wysokich kosztów polskich kopalni i zachęca do kupowania węgla importowanego, który nad Wisłę przyjeżdża przede wszystkim z Rosji i Kazachstanu, ale też krajów tak egzotycznych jak Mozambik.