Takie historie trafiają się niezwykle rzadko, ale i tak stają się inspiracją dla wielu osób w podobnej sytuacji, co szczęśliwy znalazca z indyjskiego stanu Madhya Pradesh. Raju Gound od lat dzierżawił w porze monsunowej niewielkie kawałki diamentonośnych terenów od państwowej firmy. Kosztowało go to od 200 do 250 rupii za sezon (ok. 10-12 zł).
Główne prace wydobywcze w mieście Panna prowadzi National Mineral Development Corporation (NMDC), której kopalnia jest zmechanizowana. Jednak część terenu dzierżawiona jest pod tradycyjne wydobycie przez poszukiwaczy. Na niewielkich działkach szukają oni diamentów wyposażeni w najbardziej podstawowy sprzęt, taki jak sito czy łopata. Wszystkie znaleziska indywidualnych poszukiwaczy przekazywane są do rządowego biura ds. diamentów, które dokonuje ich wyceny i sprzedaży, następnie przekazując środki szczęśliwemu poszukiwaczowi (po odjęciu podatków itp.).
Rekordowy diament wart ok. 700 tys. zł
Cenne znaleziska zdarzają się niezwykle rzadko. W rozmowie z BBC Anupam Singh z biura diamentów powiedział, że w 2018 znaleziono diament wart 15 mln rupii (ok. 700 tys. złotych). Znalezisko Raju Gounda jest kolejnym dużym diamentem. Na co dzień do biura poszukiwacze przynoszą raczej drobne kamienie.
Czytaj więcej
Globalnym liderem w wielkości przekazów pieniężnych otrzymywanych od swojej zagranicznej diaspory drugi rok z rzędu są Indie. W roku podatkowym 2023–24 (zakończonym w marcu) emigranci hinduscy przelali do ojczyzny rekordową kwotę 107 mld dolarów.
Raju Gound powiedział, że tereny diamentonośne jego rodzina dzierżawi głównie w porze monsunowej, gdy nie można liczyć na prace sezonowe. Na co dzień on i jego rodzina utrzymują się z prac w rolnictwie i przy budowach.