Płatności odroczone (z ang. buy now, pay later – BNPL) to w rodzimej branży e-commerce stosunkowo młoda usługa, ale nad Wisłą zadomowiła się wyjątkowo szybko. Robienie zakupów bez obowiązku natychmiastowej zapłaty spodobało się Polakom, bo dzięki temu klienci mogą najpierw odebrać produkt i sprawdzić go, a w razie czego wycofać się, nie zamrażając pieniędzy. Co więcej, jak twierdzą eksperci, BNPL to swoisty magnes – konsument chętniej wkłada do koszyka produkty, jeśli nie ma obowiązku uregulowania należności tu i teraz. W oczywisty sposób zyskują na tym e-sklepy. Internauci kupują bowiem w efekcie więcej. – Sklep odzyskuje średnio 15–20 proc. tzw. utraconych koszyków, a średnia wartość transakcji z tą metodą płatności wzrasta o 20–40 proc. – wylicza Piotr Szymczak, dyrektor w PayPo.
Europejski lider
PayPo to lider na rodzimym rynku BNPL – obsługuje ponad 80 proc. dużych platform e-commerce. Jak się dowiedzieliśmy, firma w ub.r. uczestniczyła w Polsce w 8,1 mln transakcji tego typu, a to o 2,6 mln więcej niż jeszcze rok wcześniej. Ich wartość w tym czasie skoczyła o 90 proc., do poziomu 2,1 mld zł, a liczba klientów wzrosła o 70 proc. – do 1,1 mln – wynika z danych, które „Rzeczpospolita” publikuje jako pierwsza.
Ale faktyczna skala wzrostu tej branży może być jeszcze większa. Łukasz Wierdak, partner w funduszu Spire Capital Partners, podkreśla, że polski rynek odroczonych płatności cechuje jedna z najwyższych dynamik wzrostu wśród rynków europejskich.
– W 2022 r. sięgnęła ona ponad 200 proc. – wskazuje.