Jak teraz działa biznes w Ukrainie? Czy pomimo bombardowań, zniszczonych dróg i miast firmy dają radę działać?
To, co się dzieje w Ukrainie, trudno nawet wyrazić słowami. To po prostu katastrofa. My mieliśmy sporo szczęście, bo nasze fabryki w Ukrainie ocalały – mamy cztery zakłady zlokalizowane na zachód od Kijowa, przy trasie z Kijowa do Warszawy, tej, która przebiega bliżej Białorusi. W rezultacie zaraz po wybuchu wojny, która przyszła do nas z terenu Białorusi, musieliśmy wstrzymać pracę fabryk. W pierwszych tygodniach wojny nie wiedzieliśmy, co robić, bo w miastach, gdzie mamy fabryki, był front, ciągłe ataki rakietowe, bombardowania. Alarmy przeciwlotnicze trwały po 7–8 godzin dziennie. Wprawdzie nawet wtedy ludzie chcieli pracować, ale w naszych zakładach nie ma schronów, więc zdecydowaliśmy się je zamknąć dla bezpieczeństwa pracowników. W rezultacie przez pierwszy miesiąc wojny nasze zakłady praktycznie nie pracowały. Gdy tylko front się przesunął, wznowiliśmy działalność, chociaż z wieloma trudnościami.
Co było największą trudnością?
Dużym problemem było i jest znalezienie ludzi do pracy. Wielu naszych pracowników mężczyzn zostało zmobilizowanych do wojska, z kolei wiele kobiet po wybuchu wojny wyjechało z dziećmi do Polski i do innych krajów albo przeniosło się na zachód Ukrainy. Są też trudności z dostawami surowców i z logistyką, gdyż zniszczone są drogi. Widzimy jednak, że po odejściu wojsk, z każdym dniem fabryki pracują coraz lepiej, już prawie normalnie. Znacznie gorzej jest na wschodzie Ukrainy, gdzie firmy nie mogą działać. Ale nasze zakłady są w odległości od 100 do 180 km na zachód od Kijowa.
Jak teraz wygląda sprzedaż kosmetyków w Ukrainie? Czy tam, gdzie nie toczy się wojna, konsumenci nadal je kupują?