Po wielu miesiącach dyskusji Komisja Europejska podjęła decyzję, która może rozsierdzić środowiska proklimatyczne oraz część państw członkowskich. Ale jest po myśli Francji i Niemiec, a przy okazji także Polski. W geście wobec Francji Bruksela zdecydowała, żeby na liście taksonomii, czyli systematyki dotyczącej zrównoważonego rozwoju, znalazła się energia jądrowa. W geście wobec Niemiec, ale także Polski, która ma największy problem z uzależnieniem od węgla, na listę wpisano także gaz.
Czytaj więcej
Odrzucenie propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej kwalifikowania inwestycji jako „zielone" byłoby niedobre dla Polski. Szanse na istotne korekty są niewielkie.
Żadne z tych źródeł nie spełnia wymogu zrównoważonej energii i nie jest obojętne dla środowiska. Gaz nie jest też neutralny klimatycznie, umieszczenie go zatem na liście taksonomii jest niezgodne z wytycznymi naukowymi. Ale Komisja Europejska podjęła decyzję polityczną. Nie chce konfliktu z największymi, poza tym uznała, że transformacja energetyczna wymaga etapów pośrednich, w których np. gaz – mniej brudny niż węgiel – może być pomocny. Zatem dla Polski oznacza to, że przez pewien czas, w drodze od węgla do energii odnawialnej, może korzystać z gazu.
Etykietka ważna dla inwestorów
Co oznacza obecność na liście taksonomii? Nie jest to przepustka do unijnych pieniędzy. Taksonomia to wyłącznie rodzaj etykietowania, które dobrowolnie mogą uwzględniać fundusze prywatne przy dokonywaniu inwestycji. Czy będą to robić, jeszcze nie wiadomo, bo taksonomia unijna na inne rodzaje działalności niż energia z atomu i gazu obowiązuje dopiero od miesiąca, nie wiadomo więc, jak inwestorzy przyjmą ten projekt. Nie wiadomo też, czy dopisanie gazu i atomu nie rozmyje taksonomii i nie sprawi, że inwestorzy uznają ją za greenwashing i będą korzystać z taksonomii zaproponowanej przez inne kraje czy międzynarodowe organizacje. Bruksela swoją decyzją zadowoliła więc co prawda kilka państw członkowskich, ale ryzykuje podważenie wiarygodności całej inicjatywy.