Na początku notowań w poniedziałek cena gazu w kontraktach z dostawą w styczniu holenderskiego hubu TTF podskoczyła do 148,87 euro za megawatogodzinę, czyli 1733 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. To poziom, powyżej którego rynek wspiął się tylko raz - na fali wezwania do uzupełnienia depozytu przez handlowców gazu 6 października. To o 8,7 proc. więcej niż w piątek.
W południe tempo wzrostu spadło do 3-4 procent, wahając się w przedziale 1600-1660 dolarów wynika z danych londyńskiej giełdy ICE.
Eksperci tłumaczą skok cen sytuacją z przesyłem surowca gazociągiem Jamał-Europa. Gazprom nie zamawia wystawianych na codziennych aukcjach przepustowości, lub robi to w minimalnej ilości. Rosjanie postępują tak od momentu, kiedy niemiecka Federalna Agencja Sieciowa ogłosiła, że decyzja w sprawie certyfikatu dla gazociągu Nord Stream 2 nie zapadnie w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, a minister spraw zagranicznych Annalena Berbock uznała projekt za nieodpowiedni do certyfikacji.
W poniedziałek rosyjski monopolista gazowy kupił zaledwie 4,3 proc. przepustowości gazociągu, czyli 3,8 mln m sześc. dziennie. To nawet mniej niż w dwa poprzednie dni – 5,2 mln m3 w sobotę i 4,2 mln w niedzielę.
Dla porównania w pierwszej połowie roku Gazprom przepompowywał przez Polskę ok. 89 mln m3 dziennie, a do pierwszej połowy grudnia wykorzystywał tylko ok. 1/3 przepustowości - 31 mln m3 dziennie.