Niewykluczone, że brak Ibrahimovicia wyjdzie naszym rywalom na dobre, skoro największe sukcesy zaczęli odnosić w momencie, kiedy gwiazdora już w kadrze nie było. Szwedzi, po ćwierćfinale Euro 2004 i 1/8 finału mundialu (2006) przez 12 kolejnych lat nie umieli wyjść z grupy na wielkim turnieju. Ominęły ich też w tym czasie dwa mundiale.
Ibrahimović pozostał w reprezentacji niespełniony, a kiedy zakończył przygodę z drużyną narodową, Szwedzi przebili się do ćwierćfinału mistrzostw świata. Pyskaty kapitan okazał się balastem, zgniłe jabłko wypadło z pokładu.
Awans na Euro zachęcił jednak Ibrahimovicia do jeszcze jednego zrywu. Gwiazdor spotkał się z selekcjonerem i dostał powołanie na wiosenne mecze eliminacji mistrzostw Europy, choć rok wcześniej oskarżał Anderssona o niekompetencję, a jedną z jego decyzji określił jako „pieprzony żart". Ostatecznie na turniej nie pojedzie, bo doznał kontuzji kolana.
Dziennikarze na wieść o jego urazie pisali o „włóczni wbitej w serce szwedzkiego snu" oraz „Bogu, który osierocił drużynę". Ibrahimović, chcąc zagrać na Euro, musiałby jednak najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, czy bogowie sprzątają szatnię. Na pewno robi tak selekcjoner. Scena, w której zbiera śmieci po wygranym meczu barażowym o mundial 2018 z Włochami, stała się viralem.
– Powinniśmy się zachowywać właściwie zarówno wtedy, kiedy zwyciężamy, jak i gdy przegrywamy – powtarza Andersson. Jego starodawne podejście wnosi do świata piłki dużo świeżości.