Najpierw były zarzuty udziału Polski w rozbiorze Czechosłowacji w 1938 r. na dorocznej konferencji prezydenta Rosji 19 grudnia. Potem w wieczór wigilijny w czasie spotkania w Ministerstwie Obrony atak na ambasadora RP w Berlinie w latach 30. ubiegłego wieku, Józefa Lipskiego, którego Władimir Putin nazwał „swołoczą i antysemicką świnią”. I dwie godziny później równie mocna szarża na Polskę na przyjęciu w parlamencie, po którym przewodniczący Dumy Wiaczesław Wołodin zażądał od Polski przeprosin. I następnego dnia jeszcze jeden atak na zebraniu z przedsiębiorcami, na którym Putin starał się podeprzeć swoje tezy zaskakująco dużą liczbą danych. Wreszcie zapowiedź artykułu, który rosyjski przywódca chce opublikować w jednej z głównych gazet kraju.
– Nie będę komentował, dlaczego prezydent Putin akurat teraz podejmuje ten temat. Mogę tylko powiedzieć, że pakt Ribbentrop-Mołotow był następstwem polityki ugłaskania Hitlera, którą na długo wcześniej Zachód prowadził razem z Polską. Związek Radziecki musiał w takiej sytuacji bronić swoich interesów. 17 września 1939 r. rozpoczął się zaś „pochód wyzwoleńczy” ziem zachodniej Ukrainy i Białorusi. O tym, że to było sprawiedliwe działanie, najlepiej świadczy fakt, że dziś nikt nie zgłasza pretensji terytorialnych ani do Ukrainy, ani do Białorusi, a także do Litwy, która wtedy odzyskała Wilno – mówi „Rzeczpospolitej” ambasador Rosji w Warszawie, Siergiej Andriejew.
Komentarz Michała Szułdrzyńskiego: Rząd i opozycja muszą mówić o Rosji jednym głosem
MSZ nie ma wątpliwości, że wypowiedzi Putina to część długo przygotowywanej w Moskwie kampanii.
– Kreml doszedł do wniosku, że przegrał starcie o pamięć historyczną w 75. rocznicę paktu Ribbentrop-Mołotow, dlatego teraz chce narzucić swoją narrację przed obchodami końca drugiej wojny światowej z dużym wyprzedzeniem. Wchodzimy zresztą w nowy rok pełen wielu innych rocznic, zaczynając od wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Ale jest też inny powód: Rosja jest w złej kondycji gospodarczej i społecznej, poparcie dla prezydenta załamuje się. Dlatego potrzebuje on tematu, który zjednoczy naród i odwróci uwagę od trudności. Spór o Wojnę Ojczyźnianą, nawet, jeśli wywołany przez samą Moskwę, doskonale spełnia taką rolę, bo bezpośrednio uderza w poczucie dumy Rosjan – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych.