Szczyt NATO: To nie będzie pokaz zgody

Europa się zastanawia, jak daleko amerykański prezydent może się posunąć w swoich groźbach.

Aktualizacja: 11.07.2018 08:53 Publikacja: 10.07.2018 19:36

W przeddzień szczytu deklarację o współpracy NATO i UE podpisali sekretarz sojuszu Jens Stoltenberg

W przeddzień szczytu deklarację o współpracy NATO i UE podpisali sekretarz sojuszu Jens Stoltenberg (w środku) oraz szefowie Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej Donald Tusk i Jean-Claude Juncker. Tusk powiedział: Droga Ameryko, doceń sojuszników, bo nie masz ich tak wielu.

Foto: AFP

Europa z niepokojem oczekuje, z jakim przesłaniem Donald Trump przyjedzie na szczyt NATO (odbywa się 11–12 lipca w Brukseli). Nikt już nie wątpi, że będzie ono prowokacyjne. O tym świadczy zaplanowane na zaledwie kilka dni później spotkanie amerykańskiego przywódcy z Władimirem Putinem, a także zaczepne, żeby nie powiedzieć niegrzeczne, listy, które w ostatnich tygodniach wysłał do niektórych sojuszników. Ucierpieć może nie tylko dyplomacja, ale też bezpieczeństwo Zachodu.

Wszystko jest możliwe

– W zasadzie szczyt się już odbył. Wiemy, co Trump ma do powiedzenia, z jego Twittera i listów do przywódców. I widzimy, że to jest bardzo niepokojące – mówi „Rzeczpospolitej" Fabrice Pothier, ekspert Rasmussen Global, w przeszłości doradca sekretarzy generalnych NATO. Pozostaje tylko pytanie, czy jego krytyka NATO pozostanie w zaciszu sali spotkania przywódców 27 państw, czy też zostanie ogłoszona publicznie.

Prezydent USA próbuje przekonać Europę i Kanadę do zwiększenia wydatków. – Ale sposób, w jaki to czyni, przez zastraszanie, może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Niektórym przywódcom w Europie Zachodniej sprzeciw wobec tego żądania może poprawić notowania – zauważa Sven Biscop, ekspert Egmont Institute.

Zresztą Europa Środkowo-Wschodnia, która z powodu bliskości Rosji lepiej rozumie wagę postulatu zwiększania wydatków, też nie jest zadowolona. Bo Trump spotyka się z Putinem i nic dobrego raczej z tego nie wyniknie.

Amerykański prezydent jako główną ofiarę swojej krytyki, czy to w sprawach handlowych, czy wojskowych, upatrzył sobie Niemcy. Posunął się nawet do sugestii, że USA mogą wycofać wojska z tego kraju. Niektórzy wyciągali z tego wnioski, że mogłaby skorzystać Europa Wschodnia.

– Nie ma się co z tego cieszyć. Jeśli USA wycofają wojska z Niemiec, to nie po to, żeby je przesunąć do Polski. Ale żeby je wysłać z powrotem do USA. Stracą na tym wszyscy w Europie – mówi Biscop. Ale nie tylko. Bo bazy amerykańskie w Niemczech to jest zaplecze logistyczne dla mocarstwowych ambicji USA w Azji Południowej czy na Bliskim Wschodzie. – Między USA a Afganistanem nie ma nic innego poza Europą. Jeśli z nią Trump się skłóci, to rotacja amerykańskich wojsk w tym regionie będzie znacznie bardziej kosztowna – twierdzi Fabrice Pothier.

Według niego w wypadku Trumpa wszystko jest możliwe, nawet wycofanie wojsk z Europy. Ale zwrócił uwagę, że budżet wojskowy USA za granicą musi być zaakceptowany przez Kongres, a tam amerykańska obecność w Europie ma poparcie ze strony zarówno republikanów, jak i demokratów. Poza tym zdecydowanie przeciwny takiemu pomysłowi jest Pentagon. To zmniejsza szanse powodzenia takiego planu, ale nie znaczy, że jest on w 100 procentach niemożliwy do zrealizowania.

Wokół 2 procent

Jak zauważa Fabrice Pothier, mamy w tej chwili sytuację schizofreniczną. Bo w praktyce w NATO dzieje się wiele dobrego i zarówno Amerykanie, jak i pozostali sojusznicy bardzo angażują się w zwiększanie bezpieczeństwa w Europie, choćby poprzez tzw. rotacyjną obecność w Polsce i krajach bałtyckich. Ale politycznie sytuacja jest fatalna i jedność sojuszu naruszona.

– To ma znaczenie, bo NATO jest nie tylko organizacją wojskową, ale też polityczną – podkreśla ekspert.

Wydatki na wojsko w Europie rosną od kilku lat, czego Trump jednak nie docenia. W 2014 roku na szczycie w Walii zapadła decyzja o osiągnięciu przez każdego z sojuszników poziomu 2 proc. PKB w 2024 roku. Po aneksji Krymu sojusznicy zrozumieli, że pokój w Europie nie jest dany raz na zawsze. Kolejnym czynnikiem jest rosnące zagrożenie terroryzmem.

W 2014 roku poziom 2 proc. wypełniały trzy państwa, w 2018 roku będzie ich osiem – wynika z przedstawionych we wtorek przez NATO wyliczeń. Poza USA również Grecja, Estonia, Wielka Brytania, Łotwa, Polska, Litwa i Rumunia. Warto też zaznaczyć, że od 2015 roku skumulowane budżety wojskowe państw NATO systematycznie rosną, a w 2017 roku wzrost wyniósł ponad 5 proc. Wreszcie warte odnotowania jest, że w tym roku nie wszystkie państwa osiągną poziom 2 proc., ale wszędzie będą one rosły w tempie wyższym niż PKB. Podsumowując tę wyliczankę: w 2018 roku budżet wojskowy wszystkich poza USA będzie średnio wynosił 1,47 proc. PKB.

Ale ocenianie skali zaangażowania sojuszników w zapewnianie wspólnej obrony wyłącznie na podstawie wskaźnika 2 proc. jest pewnym zafałszowaniem. Jak zauważa Sophia Besch, ekspertka European Council for Foreign Relations, państwa mogą w inny sposób przyczyniać się do zmniejszania zagrożeń, choćby poprzez pomoc rozwojową dla krajów, skąd wywodzą się terroryści, czy poprzez inwestycje w cyberbezpieczeństwo. Poza tym ważne, gdzie pieniądze są wydawane.

O ile europejscy sojusznicy praktycznie całość pieniędzy przeznaczają na zapewnienie bezpieczeństwa członkom NATO, o tyle USA część swojego budżetu wydają zupełnie gdzie indziej, np. w regionie Pacyfiku. Wreszcie, istotne jest, jak wydawane są te pieniądze. Grecja to w kategorii „2 procent" najlepszy, po USA, kraj w NATO. Tyle że 73 proc. budżetu idzie na emerytury, pensje i inne koszty osobowe.

– Poziom 2 procent jest poziomem sztucznym. Bardziej chodzi o to, że trzeba wydatki podnosić do poziomu, który zapewni nam bezpieczeństwo – mówi Biscop. Ale nie chodzi o samo zwiększanie nakładów na obronność, lecz też ich efektywność.

– Nawet jak wszyscy w Europie osiągniemy owo 2 proc., to i tak nie będziemy dysponowali tymi najpoważniejszymi zdolnościami wojskowymi i będziemy tutaj musieli polegać na USA – dodaje ekspert. Część tych pieniędzy będzie marnowana. Dlatego tak ważna jest europejska współpraca. Powoli to się zaczyna poprzez PESCO (czyli strukturalną współpracę w dziedzinach wojskowych) czy stworzenie Funduszu Obrony.

Europa z niepokojem oczekuje, z jakim przesłaniem Donald Trump przyjedzie na szczyt NATO (odbywa się 11–12 lipca w Brukseli). Nikt już nie wątpi, że będzie ono prowokacyjne. O tym świadczy zaplanowane na zaledwie kilka dni później spotkanie amerykańskiego przywódcy z Władimirem Putinem, a także zaczepne, żeby nie powiedzieć niegrzeczne, listy, które w ostatnich tygodniach wysłał do niektórych sojuszników. Ucierpieć może nie tylko dyplomacja, ale też bezpieczeństwo Zachodu.

Pozostało 92% artykułu
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Polityka
Szwedzki minister obrony: Obronimy Bałtyk
Polityka
Ursula von der Leyen udzieliła pierwszej pomocy pasażerowi samolotu
Polityka
Kandydat Donalda Trumpa na sekretarza obrony był oskarżony o napaść seksualną
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Trump ma nową kandydatkę na prokuratora generalnego. Broniła go przed impeachmentem