Europa z niepokojem oczekuje, z jakim przesłaniem Donald Trump przyjedzie na szczyt NATO (odbywa się 11–12 lipca w Brukseli). Nikt już nie wątpi, że będzie ono prowokacyjne. O tym świadczy zaplanowane na zaledwie kilka dni później spotkanie amerykańskiego przywódcy z Władimirem Putinem, a także zaczepne, żeby nie powiedzieć niegrzeczne, listy, które w ostatnich tygodniach wysłał do niektórych sojuszników. Ucierpieć może nie tylko dyplomacja, ale też bezpieczeństwo Zachodu.
Wszystko jest możliwe
– W zasadzie szczyt się już odbył. Wiemy, co Trump ma do powiedzenia, z jego Twittera i listów do przywódców. I widzimy, że to jest bardzo niepokojące – mówi „Rzeczpospolitej" Fabrice Pothier, ekspert Rasmussen Global, w przeszłości doradca sekretarzy generalnych NATO. Pozostaje tylko pytanie, czy jego krytyka NATO pozostanie w zaciszu sali spotkania przywódców 27 państw, czy też zostanie ogłoszona publicznie.
Prezydent USA próbuje przekonać Europę i Kanadę do zwiększenia wydatków. – Ale sposób, w jaki to czyni, przez zastraszanie, może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Niektórym przywódcom w Europie Zachodniej sprzeciw wobec tego żądania może poprawić notowania – zauważa Sven Biscop, ekspert Egmont Institute.
Zresztą Europa Środkowo-Wschodnia, która z powodu bliskości Rosji lepiej rozumie wagę postulatu zwiększania wydatków, też nie jest zadowolona. Bo Trump spotyka się z Putinem i nic dobrego raczej z tego nie wyniknie.
Amerykański prezydent jako główną ofiarę swojej krytyki, czy to w sprawach handlowych, czy wojskowych, upatrzył sobie Niemcy. Posunął się nawet do sugestii, że USA mogą wycofać wojska z tego kraju. Niektórzy wyciągali z tego wnioski, że mogłaby skorzystać Europa Wschodnia.