Naród non grata

27 KWIETNIA 2002: Gdybym chciała żyć bez strachu i ryzyka, zostałabym nauczycielką albo gospodynią domową. W zawód dziennikarza wpisane jest ryzyko, więc rozmowa o moim strachu jest pozbawiona sensu.

Aktualizacja: 26.12.2021 23:28 Publikacja: 24.12.2021 06:00

Naród non grata

Foto: Kathy de Witt / Guardian News & Media / eyevine/ East News

Plus Minus: Od dwóch lat Rosją rządzi prezydent Władimir Putin. W tym okresie odżyła gospodarka, nastąpiła reorientacja polityki zagranicznej. Tylko w Czeczenii wciąż trwa wojna. Społeczeństwo obserwuje ją z rosnącym zobojętnieniem.

Anna Politkowska: Dostaję masę listów, 40 proc. z nich to listy przeciw wojnie, w pozostałych ludzie potępiają moje antywojenne poglądy. W rosyjskich mediach brakuje informacji na jej temat, nie tak jak podczas pierwszej wojny z lat 1994-96. W tej pustce informacyjnej działania władz wspiera potężna machina propagandowa. Udało jej się stworzyć obraz wroga. To zamieszkali na południu kraju „czarni" albo „kaukazcy". Dzięki temu wielu ludziom łatwiej pogodzić się z rzeczywistością, czy przełamać nostalgię za przeszłością: z wrogiem jest o wiele wygodniej - jest na kogo zrzucić odpowiedzialność za porażki, niepowodzenia. W listach do mnie nie brakuje wyzwisk i przekleństw. Jednak ludzie czytają moje artykuły, bo w mediach brakuje informacji. Jeśli takich publikacji będzie więcej, rosyjska opinia publiczna zmieni ocenę tego, co dzieje się w Czeczenii.

Podczas pierwszej wojny nie pisała pani o Czeczenii?

Pracowałam wtedy w „Obszczej Gazietie", tym tematem zajmowali się moi koledzy, oni dysponowali odpowiednimi kontaktami, doświadczeniem, ja pisałam wówczas o szpitalach wojskowych, uciekinierach. Po raz pierwszy poleciałam do Groznego w 1998 r. przeprowadzić wywiad z prezydentem Maschadowem. W najlepsze porywano wówczas ludzi, handlowano jeńcami, a sam Maschadow nie bardzo wiedział, jak z tym wszystkim dać sobie radę. Największe wrażenie zrobiły wówczas na mnie tłumy brodatych mężczyzn - dla nich wszyscy dziennikarze z Rosji byli funkcjonariuszami Federalnej Służby Bezpieczeństwa, co chwila ktoś celował we mnie z automatu. Gdy wybuchła wojna i ruszyła fala uciekinierów, pracowałam już w „Nowej Gazietie" i redakcja poprosiła mnie, bym na serio zajęła się Czeczenią. Na Kaukazie wielką rolę odgrywają kontakty, to one dają jakąś gwarancję bezpieczeństwa, po każdej podróży ma się ich więcej.

Od tamtej pory była pani w Czeczenii ponad 40 razy. W zeszłym roku aresztowano panią, grożono śmiercią. Redakcja ewakuowała panią na Zachód. Pani syn, zanim wsiądzie do samochodu, poddaje go dokładnym oględzinom, czy nie podłożono bomby. Boi się pani?

Bardzo. Podczas każdego wyjazdu. Ale gdybym chciała żyć bez strachu i ryzyka, zostałabym nauczycielką albo gospodynią domową. W zawód dziennikarza wpisane jest ryzyko, więc rozmowa o moim strachu jest pozbawiona sensu. Dostałam polecenie od naczelnego, żeby się tym zająć i to wystarczy.

Nie zastanawia się pani, dlaczego ludzie nie uciekają z Czeczenii? Tam przecież wciąż strzelają, giną żołnierze, cywile. Znajoma Rosjanka powiedziała mi, iż gdyby była czeczeńską matką, zabrałaby dzieci i uciekła. Byłyby bezpieczniejsze, gdyby żebrała na chleb pod cerkwią w Wołgogradzie, Jekaterynburgu albo Irkucku.

Wielu Czeczeńców marzy o wyjeździe, ale dokąd mogą uciec? Co z tego, że są obywatelami Rosji? Nikt w niej na nich nie czeka, nawet na zamieszkałych wcześniej w Groznym Rosjan. Ci ludzie nie są w stanie ułożyć sobie życia gdzie indziej - kraj ich odrzuca. Niedawno w Iwanowie zabito Czeczeńca dlatego, że był Czeczeńcem. Ten naród narażony jest w Rosji na agresję i poniżanie. Dlaczego nie uciekają za granicę? Do dzisiaj obowiązuje instrukcja Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, by Czeczeńcom nie wydawać paszportów zagranicznych. Paszport mogą kupić za łapówkę 250-300 dolarów, ale to dla nich niebotyczna suma. Na miejscu pozostali najbiedniejsi, zamożniejsi wyjechali już dawno.

Czytaj więcej

Polska na krawędzi

W Polsce coraz częściej słyszymy o trudnościach, jakie napotykają Czeczeńcy, ubiegając się u nas o azyl polityczny. Ze strony władz słyszymy argumenty, że ten status im się nie należy, bo po powrocie do Rosji nie grożą im represje.

Czeczeńcy są w Rosji narodem non grata. Aż mi się to wydaje dziwne, że wam w Polsce trzeba tłumaczyć, że we własnej ojczyźnie spotykają ich prześladowania i mają w krajach demokratycznych prawo do azylu. Opisywałam wiele takich przypadków: Czeczeniec przyjeżdża do Moskwy w interesach, milicja podrzuca mu narkotyki i granaty, Czeczeniec ląduje za kratkami. Na początku wojny rosyjscy żołnierze nazywali ich „czechami", teraz nie mówią o Czeczeńcach inaczej jak o „małpach".

W oczach przedstawicieli władz bywają też „dobrzy" Czeczeńcy?

Nawet ci prorosyjscy, którzy współpracują z władzami, są ledwie tolerowani. W jednym z ostatnich artykułów opisałam rodzinę o całkowicie promoskiewskich sympatiach. Ojciec był pułkownikiem radzieckiej milicji, syn wstąpił do czeczeńskiej, chciał świadomie uczestniczyć w zaprowadzaniu porządku. Zastrzelono go podczas jednej z wielu „zaczistek", operacji wojskowych mających na celu masową kontrolę dokumentów. Ciało wywieziono nie wiadomo dokąd, do dziś nie można go odnaleźć. Czeczeńcy zatrudnieni w organach administracji skarżą się, że ich rosyjscy przełożeni traktują ich jak ludzi gorszego gatunku. Pewien pułkownik z czeczeńskiej milicji poskarżył mi się, że już dawno nie było w niej ani medali, ani awansów, ani nagród. Małpy nie zasłużyły.

Co to takiego „zaczistka"? Była pani jej świadkiem?

Wiele razy. Wojska otaczają wioskę lub miasto. Tego rodzaju operacjom poddawano cały Grozny. Blokada może trwać wiele dni, obowiązuje zakaz wyjazdów do innych miejscowości, niekiedy nie wolno nawet przejść z domu do domu. Wojsko kontroluje dokumenty. Znałam dobrze pewnego staruszka ze wsi Staryje Atagi, wyszedł przed dom przekonany, że jego papiery są w porządku. Za chwilę już nie żył. To zdarzyło się wiosną 2000 r., zaraz po szturmie Groznego. Dziś „zaczistka" to akt zwykłego maruderstwa. Rosyjskim żołnierzom trzeba zapłacić 1000 rubli, by mężczyzny nie zabrali do punktu filtracyjnego. Cena zależy od sytuacji materialnej rewidowanego domu. Wzrasta, jeśli są w nim meble, naczynia kuchenne. Ostatnio w Starych Atagach za 300-500 rubli rosyjscy żołnierze gotowi byli odstąpić od gwałcenia miejscowych kobiet.

Jak pani tłumaczy takie zachowania?

Trudno to pojąć. Z jednej strony: młodzi mężczyźni, kilka miesięcy w Czeczenii, bez kontaktów z kobietami, więc rozumiem – w dzikich wojennych warunkach – ich żądzę gwałtu. Chcą kobiety, jednak gdy im zapłacić 300-500 rubli, już jej nie chcą. Może ważniejsza od zaspokojenia seksualnego jest dla nich potrzeba poniżania? Cała przyjemność w poniżaniu. Obiecam, że jej nie zgwałcę, niech tylko zapłaci 300 rubli...

Jakie jest źródło tej demoralizacji?

Młodzi żołnierze miesiącami żyją w strasznych warunkach. Wystarczy przez kilka tygodni nie myć się, jeść nie wiadomo co. Strach, alkohol, gnijące z brudu nogi, człowiek powoli zamienia się w zwierzę. Już dawno zaprzestano przestrzegania wszelkich regulaminów. W wojsku panuje anarchia i chaos. Rosja wysyła do Czeczenii ludzi w mundurach, a jednocześnie mówi im: macie wszystkiego dość? chcecie się wyżyć? odreagować? Proszę bardzo, tam mieszkają czeczeńskie małpy. Róbcie, co chcecie, możecie nie obawiać się kary, w razie czego, jak mówią wojskowi, „wali, wsiech prikrojem". (....)

W Czeczenii zginęły tysiące rosyjskich żołnierzy, o wiele więcej odniosło rany. A kraj zbytnio się tym nie przejmuje...

Przychodzą do mnie często matki żołnierzy poległych w garnizonach w wyniku „diedowszcziny", rosyjskiej odmiany „fali". „Lepiej byłoby, gdyby zginęli w Czeczenii, przynajmniej uznano by ich za bohaterów" - kiedy słyszę taki komentarz, odbiera mi mowę. To znaczy, że i one stały się ofiarami propagandy państwowej. A przecież dla matki nie ma nic ważniejszego od własnego dziecka. W wielkich miastach działają przynajmniej Komitety Matek Żołnierskich, podejmowane są akcje protestu, młodzież domaga się prawa do zastępczej służby wojskowej. Więc w Czeczenii służą przede wszystkim chłopcy ze wsi. Przekonuję się o tym zawsze, gdy odwiedzam szpitale wojskowe. Urodzili się w latach 1981-83. To czasy, gdy rozlatywał się system ochrony zdrowia i oświaty. Ci chłopcy są niewyrośnięci, niedożywieni, niewykształceni, a ich rodzice machnęli na nich ręką. (....)

Czytaj więcej

Skarżysko, miasto prywatne

Wojna czeczeńska odegra jeszcze rolę w polityce rosyjskiej. Wierzy pani, że Putin zechce usiąść do rozmów i ją zakończyć?

Putin to inteligentny polityk i z pewnością kiedyś zapragnie wystąpić w roli twórcy pokoju. Może jeszcze nie przed wyborami do parlamentu w końcu 2003 roku, na pewno jednak przed wyborami prezydenckimi w 2004. Ale za jego prezydentury na naszych oczach dzieją się rzeczy, które mogą wzbudzać jedynie przerażenie. W czasach Jelcyna, na początku jego rządów, szliśmy w przeciwnym kierunku, z oficjalnej trybuny zapewniano nas, że przede wszystkim ważny jest człowiek i jego prawa. Bez państwa nie możemy się obyć, ale jego znaczenie jest mniejsze od jednostki. Teraz słyszymy coś innego, znanego z czasów radzieckich. Przede wszystkim liczy się państwo i jego interes, jednostka o tyle, o ile mu służy. Zapachniało starą, dobrze znaną ideologią. (...)

Wybiera się pani znów do Czeczenii?

Tak. W przyszłym tygodniu.

Anna Politkowska (1958-2006)

Nagradzana publicystka moskiewskiej „Nowej Gaziety". W ostatnich latach życia pisała głównie o sytuacji i wojnie w Czeczenii. Wielokrotnie grożono jej śmiercią. 7 października 2006 r. w Moskwie znaleziono jej zwłoki

Plus Minus: Od dwóch lat Rosją rządzi prezydent Władimir Putin. W tym okresie odżyła gospodarka, nastąpiła reorientacja polityki zagranicznej. Tylko w Czeczenii wciąż trwa wojna. Społeczeństwo obserwuje ją z rosnącym zobojętnieniem.

Anna Politkowska: Dostaję masę listów, 40 proc. z nich to listy przeciw wojnie, w pozostałych ludzie potępiają moje antywojenne poglądy. W rosyjskich mediach brakuje informacji na jej temat, nie tak jak podczas pierwszej wojny z lat 1994-96. W tej pustce informacyjnej działania władz wspiera potężna machina propagandowa. Udało jej się stworzyć obraz wroga. To zamieszkali na południu kraju „czarni" albo „kaukazcy". Dzięki temu wielu ludziom łatwiej pogodzić się z rzeczywistością, czy przełamać nostalgię za przeszłością: z wrogiem jest o wiele wygodniej - jest na kogo zrzucić odpowiedzialność za porażki, niepowodzenia. W listach do mnie nie brakuje wyzwisk i przekleństw. Jednak ludzie czytają moje artykuły, bo w mediach brakuje informacji. Jeśli takich publikacji będzie więcej, rosyjska opinia publiczna zmieni ocenę tego, co dzieje się w Czeczenii.

Pozostało 89% artykułu
#1500PlusMinus
Mój brat obalił dyktatora
#1500PlusMinus
#1500PlusMinus: Jestem energetycznym wampirem
#1500PlusMinus
#1500PlusMinus: Sześć spotkań z Lechem Kaczyńskim
#1500PlusMinus
#1500PlusMinus: Izrael narodził się w Polsce
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
#1500PlusMinus
Mafia bardzo kulturalna