W tym roku tylko 0,4 proc. mieszkańców Australii i Nowej Zelandii monitorowanych przez rząd pod kątem symptomów wskazujących na przechodzenie grypy (kaszel, gorączka) wskazywało, że odczuwa takie symptomy - to spadek o 80 proc. w stosunku do poprzedniego roku - pisze "The Economist".
W artykule tygodnika czytamy, że przyczyną spadku liczby zakażeń grypą są reżimy kwarantanny wprowadzane w krajach półkuli południowej w związku z pandemią koronawirusa SARS-CoV-2, które powstrzymały rozprzestrzenianie się zarówno koronawirusa, jak i wirusa grypy.
Od 1952 roku WHO monitoruje rozprzestrzenianie się grypy w państwach członkowskich. W pierwszych dwóch tygodniach sierpnia WHO przeprowadziło blisko 200 tysięcy testów na grypę - i, jak się okazało, tylko 46 dało wynik pozytywny. W poprzednich latach liczba ta oscylowała wokół 3500.
W Australii od maja do połowy sierpnia w latach 2015-2019 wykrywano średnio 86 tysięcy zakażeń grypą potwierdzonych testami i 130 zgonów z powodu grypy. Tej zimy w Australii wykryto jednak zaledwie 627 przypadków grypy i 1 zgon z jej powodu.
"The Economist" przewiduje, że również na półkuli północnej liczba zakażeń wirusem grypy będzie w tym roku niższa - ze względu na obowiązujący w większości krajów reżim sanitarny, a także mniejszą liczbę zakażeń "importowanych" z innych krajów (m.in. poprzez mniejszą mobilność ludzi będącą skutkiem obostrzeń dotyczących podróżowania po świecie).