Prof. Hilary Koprowski – wybitny polski lekarz, immunolog i wirusolog, który odkrycia dokonał w Stanach Zjednoczonych, zajął pierwsze miejsce w konkursie „Rzeczpospolitej" i firmy Philips „100 lat medycznych innowacji w Polsce". Ojciec szczepionki przeciw polio na najwyższym podium stanął u boku prof. Rudolfa Weigla, twórcy pierwszej skutecznej szczepionki przeciwko tyfusowi.
W dobie pandemii Covid-19 wybór tych dwóch uczonych wydawał się oczywisty. Kapituła konkursu, złożona z ponad stu wybitnych ludzi polskiej nauki, nie miała jednak wątpliwości, że dokonania profesorów Koprowskiego i Weigla miały największe znaczenie dla rozwoju medycyny.
Ratunek u szczura bawełnianego
Przed erą Koprowskiego polio było postrachem całego świata, zabijając albo pozostawiając z ciężką niepełnosprawnością miliony ludzi. Pokolenie wyżu powojennego doskonale pamięta kolegów z porażeniami kończyn i opowieści o pacjentach, u których wirus zaatakował układ oddechowy i skazał ich na tzw. żelazne płuco, czyli życie w metalowym pojemniku podtrzymującym oddychanie. Polio, czyli poliomyelitis anterior acuta albo ostre nagminne porażenie dziecięce, nazywane też chorobą Heinego-Medina (potocznie heinemediną), towarzyszy ludzkości od tysięcy lat. W pierwszej połowie XX w. choroba zaatakowała ze szczególną siłą. Przyczyn doszukiwano się w rozpowszechnieniu kanalizacji, co miało osłabić naturalną odporność ludzi. Prócz układu ruchu, polio może upośledzać zdolność oddychania, jednak w przeciwieństwie do wirusa SARS-CoV-2 atakuje głównie dzieci.
Heinemedina, przenoszona drogą oralno-fekalną, czyli przez układ pokarmowy, wydzieliny z ust, nosa i kał, rozprzestrzenia się niezwykle łatwo. 90–95 proc. zakażonych nie rozwija jednak żadnych objawów, 4–8 proc. ma ból głowy i gardła, gorączkę, nudności oraz biegunkę, ale u mniej niż 1 proc. osób wirus wnika z jelita przez krew do układu nerwowego, atakując komórki rdzenia kręgowego i sprawiając, że nie są one w stanie poruszać mięśniami. Paraliż dotyka przeważnie nóg, ale jeśli obejmie górną część ciała, upośledza oddychanie i może doprowadzić do szybkiej śmierci. W połowie XX w., kiedy w USA wirusa stwierdzano u 20–30 tys. osób rocznie, jedynym ratunkiem było żelazne płuco, w którym chorzy dożywali nawet starości. W wielu przypadkach najgroźniejsza forma choroby kończyła się jednak śmiercią.
Odkrycie prof. Hilarego Koprowskiego świat przyjął więc z ogromną ulgą.