Za mało osób poddawanych jest odczulaniu

W Polsce procedury odczulania są przeprowadzane w szpitalach. To czasochłonne i kosztowne – mówi prof. Krzysztof Kowal, alergolog.

Aktualizacja: 01.10.2021 14:15 Publikacja: 30.09.2021 16:36

Za mało osób poddawanych jest odczulaniu

Foto: Adobe stock

Ilu pacjentów uczulonych na jad owadów w Polsce, jest obecnie odczulanych, a ilu kwalifikuje się do tej metody leczenia?

Mamy ponad 30 ośrodków, w których się odczula pacjentów na jady owadów. Średnio odczula się w nich ok. 100 pacjentów, a więc daje nam to 3 tys. osób korzystających z tej terapii. A ilu powinno czy mogłoby się odczulać? To skomplikowana materia. Pacjenci są bowiem kwalifikowani w szpitalach. Preparaty do diagnostyki i do leczenia są w szpitalach. Większość ambulatoriów nie kwalifikuje chorych. Jeśli pojawia się podejrzenie uczulenia na jad owadów błonkoskrzydłych, to kieruje się pacjenta do planowego przyjęcia do ośrodka szpitalnego. A tam wszystko zależy od możliwości i organizacji. Niektórzy pacjenci rezygnują, bo perspektywa diagnostyki szpitalnej, która trwa 2-3 dni - może zniechęcić. W celu oceny liczby chorych uczulonych na jady, którzy kwalifikują się do immunoterapii możemy przeprowadzić czysto teoretyczną kalkulację. Chorzy, u których można stwierdzić uczulenie na jady owadów błonkoskrzydłych stanowią znaczną cześć ogólnej populacji. Klinicznie manifestuje się to dużymi reakcjami miejscowymi (około 10% osób dorosłych) oraz reakcjami ogólnoustrojowymi. Te ostatnie, jeżeli mają ciężki przebieg są powodem do poważnego niepokoju. Należy przyjąć, że takie reakcje występują u 1-2 proc. populacji. Łatwo więc skalkulować, że wśród 37 milionowej populację co najmniej u 370 tysięcy osób można stwierdzić poważną alergię na jad owadów błonkoskrzydłych. Jeżeli immunoterapia trwa ok. 5 lat, a średnia życia w Polsce to około 75 lat, to przy założeniu, że uczulenie pojawia się już w ciągu pierwszych 5 lat, każdy chory ma w swoim życiu 14 takich „pięciolatek”. Dlatego też jeżeli chcielibyśmy wszystkim dać szansę immunoterapii to musiałoby być poddanych rocznie przeszło 25 tysięcy chorych. Jest to oczywiście założenie bardzo konserwatywne, gdyż nie zakłada dłuższej niż pięcioletnia immunoterapia.

Znacznie więcej niż ma obecnie szansę…

I nawet gdyby połowa z tych osób z jakiegoś powodu nie zgodziła by się na odczulanie, to i tak liczba potrzebujących tej terapii byłaby kilka razy większa niż ta, z którą mamy do czynienia. A trzeba pamiętać, że są sytuacje, w których kandydatami do odczulania są takie osoby, które mają łagodniejszą reakcję alergiczną, ale są bardzo narażone, eksponowane na użądlenia ze względu na swój zawód, np. pszczelarze, pracownicy szklarni czy sprzedawcy lodów. W ich przypadku, jeśli dojdzie do dużego obrzęku kończyny górnej, to z punktu widzenia medycznego nie stanowi to dużego uszczerbku zdrowia czy zagrożenia życia. Jeśli jednak dojdzie do użądlenia w szyję, sprawa może być bardzo poważna. U takich osób z narażeniem zawodowym immunoterapia nawet w przypadku lżejszych postaci alergii jest uzasadniona z punktu widzenia medycznego, ale też ekonomicznego i społecznego.

Czytaj więcej

Jady owadów ratują zdrowie i życie

Jaki schemat odczulania jest prowadzony w Polsce i w jakich warunkach się go przeprowadza?

W Polsce została zaakceptowana procedura wykonywania immunoterapii na jad owadów błonkoskrzydłych - w szpitalu, gdzie w pierwszym okresie podaje się wzrastające dawki jadu metodą ultraszybką. Taka metoda powinna być wykonywana w warunkach szpitalnych. Zaakceptowanie jedynie takiego sposobu postępowania skutkowało jednak brakiem możliwości zakupu preparatu do immunoterapii wykonywanej w warunkach ambulatoryjnych. Zakupu refundowanego dokonuje się tylko i wyłącznie poprzez procedury szpitalne.

Dlaczego odczulanie prowadzi się tylko w warunkach szpitalnych? Przecież Immunoterapia w formie depot, w swojej charakterystyce, ma wskazanie do leczenia ambulatoryjnego.

Możliwość zakupu szczepionek przez pacjenta tak, by mógł je otrzymywać w warunkach ambulatoryjnych stworzyłaby alternatywę dla przeciążonego systemu. Chciałbym podkreślić, iż jest to stworzenie możliwości, a nie obowiązku wykonywania danej procedury. Jeden lekarz specjalista ma w miejscu pracy odpowiednie warunki i potrafi przeprowadzić określoną procedurę, a inny nie. Niedobrze więc, jeśli decyzja co do postępowania medycznego zapada na poziomie realnej dostępności leku. Poważne sygnały wskazujące na potrzebę usprawnienia tych metod działania płyną z doświadczeń okresu pandemii SARS-CoV-2. Według szacunkowych danych, ponad 30 procent pacjentów musiało przerwać odczulanie całkowicie. A 80 procent musiało przekładać lub zawieszać procedurę w sposób istotnie wpływający na jej przebieg. Tak się działo wszędzie w szpitalach. Wiemy jednak, że w warunkach dedykowanej poradni specjalistycznej łatwiej byłoby zapewnić bezpieczeństwo i odpowiednie warunki sanitarne. Przecież w wielu krajach na świecie immunoterapię na jady owadów wykonuje się w warunkach ambulatoryjnych, podobnie jak przy innych rodzajach immunoterapii alergenowej.

Jaka jest więc przyczyna, że w Polsce tego leku w ambulatoriach się nie podaje? Może pacjenci się boją? Nie wierzą, że przychodnie są wyposażone w odpowiednie zaplecze medyczne i personel.

Wiele leków można podawać w szpitalu... A jakie reakcje organizmu wywołuje szczepionka anty SARS- CoV-2? Wiemy o tym, że może wywołać wstrząs anafilaktyczny. Ale dopuszczamy jej podawanie nawet w aptece. Istnieją więc takie sposoby postępowania, które ryzyko minimalizują. Opieka ambulatoryjna jest w stanie wyselekcjonować te osoby, które mogłyby źle zareagować na immunoterapię – to w dużej mierze kwestia wiedzy i doświadczenia lekarza. Takie osoby powinny być kierowane do dalszego postępowania diagnostycznego i leczenia w warunkach szpitalnych. Ale powinien o tym decydować doświadczony lekarz, który ocenia ryzyko i rozstrzyga o formie dalszego postępowania.

Czy dobrym rozwiązaniem zarówno dla lekarzy, jak i dla pacjentów byłoby rozszerzenie odczulania o ambulatoria? Czy można pogodzić szpitale i przychodnie?

Oczywiście! Najlepszym na to dowodem jest choćby fakt, że dominującym sposobem odczulania w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach jest właśnie immunoterapia wykonywana w warunkach ambulatoryjnych. Ja nie przeciwstawiam tych dwóch metod. Bardzo dobrze, że mamy możliwość wykonywania procedur alergologicznych w szpitalach. W pewnych sytuacjach trzeba tak zrobić. Ale zamykanie drzwi przed specjalistyczną opieką ambulatoryjną wydaje się nie być w pełni uzasadnione. Są różne schematy immunoterapii alergenowej. W szpitalu wykonuje się ją metodą ultraszybką, dochodzimy do dawki maksymalnej w ciągu jednego dnia. Ale tak być nie musi, można to zrobić wolniej. Wtedy warunki ambulatoryjne u znacznej liczby chorych są zupełnie wystarczające.

Ale żeby odczulać w ambulatoriach potrzebna jest refundacja immunoterapii?

Analizy kosztów są przeprowadzone. I wiadomo, że nawet gdybyśmy lekarzowi w ambulatorium zapłacili za procedurę znacznie więcej niż to ma miejsce w przypadku immunoterapii na alergeny wziewne, wpisując do procedury ścisłą opiekę nad danym pacjentem, ściślejszą niż przy zwykłej immunoterapii, skutkującą większą ilością czasu spędzonego przez lekarza bezpośrednio z pacjentem, więc nawet wtedy i przy pełnej refundacji szczepionki - i tak byłoby to o przeszło połowę tańsze niż w warunkach szpitalnych. Ponadto, możliwość opieki nad częścią chorych w warunkach ambulatoryjnych mogłoby również poprawić opiekę nad tymi, którzy wymagają procedur szpitalnych.

Jakie korzyści finansowe mogą wypływać z refundacji leku dla systemu i jak może zmienić się jakość leczenia w Polsce w kontekście korzyści da pacjentów.

Wycena doby pobytu chorego w szpitalu będzie rosła, a już jest wysoka. Pokazała nam to pandemia, ale jest to trend stały i światowy. Trzeba więc zrobić wszystko, by system był racjonalny i efektywny – przede wszystkim dla dobra pacjentów. Taki system powinien zwiększać możliwości podejmowania decyzji i wykonywania procedur diagnostyczno-terapeutycznych na poziomie lekarza specjalisty. Mamy w Polsce wielu bardzo dobrze przygotowanych specjalistów alergologów, którzy nie są gorzej przygotowani od ich kolegów z innych krajów i świetnie daliby sobie radę. Warto pamiętać, iż immunoterapia alergenowa jest przecież działaniem profilaktycznym, a takie działania zawsze przynoszą zysk dla systemu ochrony zdrowia. Natomiast warunkiem koniecznym do skutecznego postępowania profilaktycznego jest jego dostępność.

Ilu pacjentów uczulonych na jad owadów w Polsce, jest obecnie odczulanych, a ilu kwalifikuje się do tej metody leczenia?

Mamy ponad 30 ośrodków, w których się odczula pacjentów na jady owadów. Średnio odczula się w nich ok. 100 pacjentów, a więc daje nam to 3 tys. osób korzystających z tej terapii. A ilu powinno czy mogłoby się odczulać? To skomplikowana materia. Pacjenci są bowiem kwalifikowani w szpitalach. Preparaty do diagnostyki i do leczenia są w szpitalach. Większość ambulatoriów nie kwalifikuje chorych. Jeśli pojawia się podejrzenie uczulenia na jad owadów błonkoskrzydłych, to kieruje się pacjenta do planowego przyjęcia do ośrodka szpitalnego. A tam wszystko zależy od możliwości i organizacji. Niektórzy pacjenci rezygnują, bo perspektywa diagnostyki szpitalnej, która trwa 2-3 dni - może zniechęcić. W celu oceny liczby chorych uczulonych na jady, którzy kwalifikują się do immunoterapii możemy przeprowadzić czysto teoretyczną kalkulację. Chorzy, u których można stwierdzić uczulenie na jady owadów błonkoskrzydłych stanowią znaczną cześć ogólnej populacji. Klinicznie manifestuje się to dużymi reakcjami miejscowymi (około 10% osób dorosłych) oraz reakcjami ogólnoustrojowymi. Te ostatnie, jeżeli mają ciężki przebieg są powodem do poważnego niepokoju. Należy przyjąć, że takie reakcje występują u 1-2 proc. populacji. Łatwo więc skalkulować, że wśród 37 milionowej populację co najmniej u 370 tysięcy osób można stwierdzić poważną alergię na jad owadów błonkoskrzydłych. Jeżeli immunoterapia trwa ok. 5 lat, a średnia życia w Polsce to około 75 lat, to przy założeniu, że uczulenie pojawia się już w ciągu pierwszych 5 lat, każdy chory ma w swoim życiu 14 takich „pięciolatek”. Dlatego też jeżeli chcielibyśmy wszystkim dać szansę immunoterapii to musiałoby być poddanych rocznie przeszło 25 tysięcy chorych. Jest to oczywiście założenie bardzo konserwatywne, gdyż nie zakłada dłuższej niż pięcioletnia immunoterapia.

Zdrowie
Co dalej z regulacją saszetek nikotynowych?
Zdrowie
"Czarodziejska różdżka" Leszczyny. Co z wotum nieufności wobec minister zdrowia?
Zdrowie
Reforma szpitali na politycznym zakręcie
Zdrowie
Reforma szpitali. Projekt trafi do ponownych konsultacji
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Zdrowie
Dziecko też może mieć kryzys psychiczny