Kolejne teorie są tworzone cały czas, wręcz na bieżąco. Są tacy, którzy wyliczyli, że MH370 zniknął po dokładnie przeciwnej stronie globu, co osławiony "Trójkąt Bermudzki" (ale chyba nie uważali na geografii), tacy, którzy twierdzą, że brakującym ogniwem w układance jest udział Korei Północnej, albo też tacy, którzy wyznają teorię rozbicia się w "punkcie energii wirowej w tajemniczej sieci wolnej energii".
MH370 na Księżycu
Albo tacy, według których MH370 porwali kosmici. To jeszcze nic. Trzy tygodnie po zaginięciu maszyny, "Sunday Sport" ogłosił, że samolot został znaleziony... na Księżycu. Tabloid twierdzi, że przed zniknięciem zaobserwowano tajemniczy błysk, którego "najprostszym wyjaśnieniem jest to, że był to międzygalaktyczny statek kosmiczny, który porwał całego Boeinga 777 i przetransportował go na Księżyc, z jakichś nieziemskich powodów". Jeśli mamy być konsekwentni, kosmici zaparkowali pewnie Boeinga obok bombowca B-52, którego "Sunday Sport" znalazł na Księżycu już 26 lat wcześniej. A na Marsie znalazł statuę Elvisa.
Nad dwoma teoriami warto się jednak jeszcze pochylić. Były premier Australii Tony Abbott powiedział, że wierzy, iż samolot MH370 został celowo porwany przez pilota, który chciał "stworzyć największą światową tajemnicę". - Zawsze mówiłem, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem było morderstwo-samobójstwo i jeśli ten facet chciał stworzyć największą tajemnicę świata, dlaczego nie miałby pilotować samolotu do samego końca? - pytał w trzecią rocznicę zniknięcia samolotu. Dziennikarz śledczy Mark Williams-Thomas popiera ten pomysł i twierdzi, że fragmenty dowodów, które do tej pory odkryto, wskazują na celowe działanie pilota.
Według Williamsa-Thomasa, fragment skrzydła, znaleziony na wyspie Reunion, był tak daleko od obszaru poszukiwań, że mógł się tam pojawić tylko przy założeniu, że pilot specjalnie leciał w ten rejon. Odrzuca przy tym teorię dryfu szczątków, wskazując, że powinno być ich jednak nieco więcej, nawet zakładając, że maszyna osiadła na wodzie, a nie rozbiła się o nią.
Druga teoria to pomysł, że wspomniany samolot MH17, zestrzelony nad Ukrainą, był w istocie MH370. Zgodnie z tą teorią, zaproponowaną przez wiele witryn, w tym humansarefree.com, MH370 został porwany i zmuszony do bezpiecznego wylądowania w nieujawnionej lokalizacji. Niektórzy wskazują np. wspominaną już amerykańską bazę wojskową Diego Garcia. Następnie samolot został rozmyślnie rozbity w pobliżu Doniecka przez agentów USA, kilka miesięcy później, w ramach operacji typu "false flag", czyli takiej, w której działa się pod szyldem innego kraju (np. Niemcy udający Polaków, w przeddzień wybuchu II wojny światowej atakujący niemiecką radiostację w Gliwicach).
Oczywiście operacja miałaby mieć na celu zdyskredytowanie Rosji, a skutki katastrofy u wyznawców tej teorii uzasadniły przyczyny. Faktycznie oskarżono Rosję o udzielenie wsparcia militarnego separatystom z Doniecka, w tym dostarczenie wyrzutni rakietowej Buk, a Unia Europejska i USA nałożyły sankcje na Moskwę. 24 maja br. międzynarodowy panel ds. zbadania katastrofy samolotu Malaysia Airlines, obejmujący przedstawicieli Australii, Belgii, Malezji, Holandii i Ukrainy, przedstawił jednak dowody na temat roli Rosji w katastrofie Boeinga 777 w 2014 roku. Dzień później ministrowie spraw zagranicznych Holandii i Australii oskarżyli Rosję o bezpośrednie zaangażowanie w zestrzelenie maszyny. Moskwa konsekwentnie zaprzecza jakiemukolwiek zaangażowaniu w zestrzelenie. Ale nie podważa, że był to MH17.
"Lost" w realu
Kultura masowa często nawiązuje do awarii i katastrof samolotów, od dreszczowców, jak nagrodzony Oscarem „Port lotniczy” z 1970 roku, czy niedawny „Lot” z Danzelem Washingtonem, po słynną komedię „Czy leci z nami pilot”. Rzadziej jest na odwrót. Tymczasem po zaginięciu MH370 pojawiła się teoria, że podobnie jak w hitowym serialu „Lost”, samolot rozbił się na odludnym terenie lub nawet jakimś cudem zdołał wylądować, a pasażerowie błąkają się gdzieś w poszukiwaniu cywilizacji.
Teraz telewizja NBC wyprodukowała serial „Manifest”, w którym samolot z Jamajki do Nowego Jorku wpada w turbulencje, szczęśliwie ląduje, ale okazuje się, że na jego pokładzie minęły 3 godziny, a na ziemi – 5 lat. „Cóż, to by mogło tłumaczyć, co zdarzyło się MH370” – można przeczytać na niejednym forum.
Kolejne ekranizacje i kolejne teorie to kwestia czasu. Amelia Earhart, której samolot zaginął w 1937 roku podczas próby pierwszego w historii lotu kobiety dookoła świata, doczekała się kilkudziesięciu filmów na swój temat, nie tylko dokumentalnych. W jej przypadku także spekulowano o wylądowaniu na bezludnej wyspie, porwaniu przez Japończyków czy szpiegowaniu dla prezydenta Franklina Delano Roosevelta.