Lufthansa na krótki czas wznowiła swoje rejsu do Teheranu (ale nie nad Iranem) po incydencie zestrzelenia Boeinga Ukraine International Airlines 8 stycznia 2020. Zginęło wówczas 176 osób, a w kilka dni później władze irańskie przyznały, że maszyna została zniszczona z powodu błędu ludzkiego.
Dla linii europejskich trasy wiodące przez Iran były najkrótszą drogą w rejsach do większości krajów azjatyckich. Ale podobnie jest także z przypadku większości przewoźników arabskich, które żyją w dużej mierze z ruchu tranzytowego z Europy na Daleki Wschód. Zmiana tras lotów na omijające Iran jest zazwyczaj kosztowna. Na przykład australijski Qantas w swoich rejsach z Perth do Londynu musi teraz zostawiać część miejsc w samolotach wolnych, aby móc wziąć więcej paliwa.
— Irańska przestrzeń powietrzna jest bardzo ważna dla wszystkich przewoźników z naszego regionu — nie ukrywał w rozmowie z „Gulf Times” Adil al-Ghaith, wiceprezes dubajskich Emirates na kraje Zatoki, Bliski Wschód i Iran. Emirates i należąca do nich niskokosztowa linia flydubai latają łącznie do 10 miast w Iranie i Iraku. A Kuwait Airlines i Etihad Airways z Abu Zabi nie wstrzymały rejsów prowadzących przez irańską iracką przestrzeń powietrzną ani przez jeden dzień.
— Nadal będziemy latać nad Iranem i do Iranu, ponieważ jest to bardzo ważny kraj, nasz sąsiad i chcemy służyć jego obywatelom – przekonuje Akbar al-Baker, prezes Qatar Airways. Tyle że gdyby Qatar miał przestać latać nad terytorium Iranu, znalazłby się w jeszcze większych kłopotach, ponieważ ten kraj jest od roku 2017 zablokowany przez pozostałych sąsiadów i nie może korzystać z ich przestrzeni powietrznej.
Spośród linii arabskich terytorium Iranu omija jedynie Gulf Air z Bahrajnu. — W naszych rejsach korzystamy z możliwie najbardziej bezpiecznych tras, nawet jeśli przez jakiś czas będzie to nas więcej kosztowało – mówi Waleed Abdulhameed al-Alawi, wiceprezes przewoźnika z Bahrajnu.