To kolejny przewoźnik europejski, w którym pracownicy chcą ratować miejsca pracy. Wcześniej takie obniżki proponowali zatrudnieni w KLM i Lufthansie. W przypadku BA obniżka będzie stopniowa, po 8 proc w kolejnych dwóch latach. „Reszta cięcia zostanie rozłożona na kolejne lata" — informuje w okólniku związek brytyjskich pilotów Balpa.
Czytaj także: Posłowie: British Airways traktuje pracowników skandalicznie
Takie rozwiązanie jest bardzo korzystne dla przewoźnika, który w tej chwili nie jest w stanie przewidzieć w jakim tempie będzie się odbudowywał popyt na rejsy pasażerskie, a zwłaszcza jaka dynamika będzie w wypełnianiu kabin premium — biznesu i pierwszej, które dają liniom największą marżę zysku. Jest to szczególnie ważne w obecnej sytuacji, kiedy wydawało się, że wirus COVID-19 da chwilę wytchnąć, tymczasem praktycznie we wszystkich krajach Europy notowany jest gwałtowny wzrost zachorowań.
Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) nie pozostawia złudzeń. W ostatniej prognozie Brian Pearce, główny ekonomista napisał, że odbudowa ruchu do poziomu z ubiegłego roku potrwa przynajmniej do 2024, czyli o rok dłużej, niż sądzono jeszcze w maju. „W tej sytuacji nie ma innego wyjścia, jak dokładnie przykroić rozmiary naszej firmy do potrzeb rynku i zupełnie innej przyszłości, niż wcześniej sobie wyobrażaliśmy" — napisała International Airlines Group do której należą BA, Iberia, Aer Lingus i Vueling. Do tej grupy należał jeszcze Level – niskokosztowy przewoźnik wykonujący rejsy dalekiego zasięgu, ale zbankrutował w czerwcu z powodu przedłużającego się uziemienia.
Jak na razie wiadomo nie tylko to, że są trudności z odbudowaniem ruchu biznesowego, ale i to, że praktycznie nie ma popytu na rejsy długiego zasięgu. Przy tym akurat British Airways, największa linia w Grupie nie zdecydowała się wystąpić o pomoc publiczną, jak to zrobiły wcześniej Lufthansa i Air France KLM.