Oficjalnie informacje mają zostać podane we wrześniu, teraz jednak do tych planów dotarł szwajcarski „NZZ am Sonntag” powołując się na dwa niezależne i dobrze poinformowane źródła. Wcześniej niemiecki przewoźnik, który w ramach restrukturyzacji odstawił już 100 samolotów, informował, że oczekuje powrotu do biznesu na poziomie z roku 2019 dopiero za siedem lat, mimo że Międzynarodowe Stowarzyszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) prognozuje, że będzie to już w 2024. „Cięcia, które będą komunikowane we wrześniu dotyczą nowych zwolnień” - pisała gazeta.
Rzecznik Lufthansy zaprzecza tym informacjom.
Wcześniejsze plany redukcji 22 tys. etatów przewidują ograniczenie zatrudnienia w Niemczech o 11 tys. i drugie tyle w zagranicznych biurach przewoźnika, gdzie pracę już straciło 8 tys. Niezależnie od tego programu zwolnień zarząd podpisał już umowę z personelem pokładowym i 3 tys. stewardes i stewardów zgodziło się na obniżenie wynagrodzeń oraz zrezygnowało z niektórych przywilejów. Podobną umowę podpisano z pilotami i dzięki temu Lufthansa mogła uniknąć zwolnień. Jak na razie nie udało się podpisać porozumienia z pracownikami naziemnymi zrzeszonymi w związku zawodowym Ver.di. A to z kolei może oznaczać, że nie uda się uniknąć zwolnień.
— To, w jaki sposób rozwija się kryzys jest naprawdę alarmujący, tak samo zresztą i sposób, w jaki Lufthansa traktuje swoich pracowników. Na szczęście jednak udało się ochronić załogi przed utratą pracy. Ale jeśli jakaś grupa zawodowa nie ma takich środków ochrony jak my, to naprawdę będzie miała potężne problemy — mówił Daniel Flohr, przewodniczący UFO, związku zawodowego pracowników pokładu.