I już wiadomo, że na początku wprowadzenie jednolitych zasad wjazdu do innego kraju UE wcale nie musi usprawnić sytuacji na granicach, bo dodatkowe sprawdzanie dokumentów musi trwać, a lotniskowe służby w większości nie zostały wyposażone w odpowiedni sprzęt, który przyspieszy i ułatwi ich pracę.
Przed pandemią w Strefie Schengen od momentu wyjścia pasażera z samolotu do opuszczenia przez niego portu lotniczego upływało nie więcej niż pół godziny, chyba że opóźniało się dostarczenie bagażu. Teraz, zależnie od lotniska, ten czas wydłużył się przynajmniej o godzinę i to też w wypadku, gdy w terminalu jest wystarczająca liczba obsługi naziemnej.
Dyrektor generalny Airport Council International Europe (ACI Europe), Oliver Jankovec i wiceprezes Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA), Rafael Schvartzman ostrzegają, że jeśli nie będzie lepszej koordynacji między krajami UE, chaos na lotniskach jest nie do uniknięcia. Ich zdaniem dokumenty powinny być sprawdzane zanim pasażer wyleci, np. przy pobieraniu karty pokładowej, a nie po przylocie. W tej chwili, np. w przypadku Polski jest dokładnie odwrotnie. Przy wylocie linii lotniczych nie interesuje jakiekolwiek zaświadczenie o szczepieniu, ale po przylocie bezwzględnie trzeba się nim wykazać, niezależnie skąd się podróżuje.
„Niestety na razie jest tak, że w tej chwili mamy bardzo niepokojący brak koordynacji. W sytuacji, kiedy ruch lotniczy w najbliższych tygodni wyraźnie wzrośnie, chaos na europejskich lotniskach jest nie do uniknięcia” - napisali wspólnie Jankovec i Schvartzman w liście wysłanym w ostatni poniedziałek, 28 czerwca do Komisji Europejskiej i szefów rządów krajów członkowskich.
Cyfrowe dokumenty mają swój kod QR i po odczytaniu informują, czy pasażer został w pełni zaszczepiony preparatem zatwierdzonym przez Europejską Agencji Leków, jest odporny na zakażenie COVID-19, bo przeszedł tę chorobę, bądź ma negatywny wynik testu. Tyle że do tego potrzebne są specjalne czytniki, które niekoniecznie dzisiaj są we wszystkich unijnych portach.