Tak powinno wyglądać minimalne szkolenie pilotów, którzy wcześniej latali MAX-ami i teraz mają do nich wsiąść ponownie – uważa Sean Broderick z amerykańskiej Federalnej Agencji Lotnictwa (FAA).
Ćwiczenia na symulatorze nie powinny być krótsze, niż 2 godziny – uważają regulatorzy ruchu lotniczego, którzy współpracują z Boeingiem. Specjalnemu szkoleniu mają zostać poddane również załogi, które będą latały tymi samolotami. A wcześniej przynajmniej jedna godzina specjalnego briefingu.
To wszystko jest jednak czysto teoretyczne. Ostatecznie to, ile czasu będą musieli poświęcić na szkolenia piloci i członkowie załóg, zależy od wymagań regulatorów ruchu w poszczególnych krajach. W przypadku Unii Europejskiej decyduje Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego EASA), która zapowiedziała ponowną certyfikację MAX-ów dopiero na połowę stycznia. Wtedy także poznamy zalecenia agencji dla europejskich linii lotniczych.
W każdym razie, zdaniem FAA, która jest amerykańskim odpowiednikiem EASA ostateczny powrót MAX-ów będzie zależał od wielu czynników, w tym liczby pilotów, którzy mają przejść szkolenia oraz dostępności symulatorów.
W każdym razie, jeśli chodzi o same maszyny, to każda z nich będzie musiała przejść przez 300-godzinne przygotowania, jeśli była odstawiona i nie latała w ciągu ostatnich 18 miesięcy. Ten czas wydłuża się o kolejne 400 godzin niezbędne do zamontowania nowego oprogramowania, które jest konieczne, aby taka maszyna mogła latać z pasażerami.