We wrześniu Wizz Air zdołał odzyskać jeden. Airbus 320 stał na lotnisku we Lwowie 7 miesięcy.
Przelot samolotu na bezpiecznej wysokości z Lwowa do Katowic był otoczony największą tajemnicą i odbył się 13 września. Nadal w Ukrainie pozostają trzy maszyny Wizz Aira. Tyle że nie we Lwowie, a w Kijowie, skąd do granicy z Polską jest znacznie dalej — ok. 750 kilometrów, wobec 79 km, które trzeba pokonać ze Lwowa. W obecnej chwili ich odzyskanie byłoby bardzo niebezpieczne, wręcz jest niemożliwe.
Podczas rozmowy z „Rzeczpospolitą” w końcu sierpnia Robert Carey, prezes Wizz Air Holding odpowiadający w węgierskim przewoźniku za sprawy korporacyjne, nie ukrywał, że Wizz Air nie zrezygnował z odzyskania maszyn, chociaż jest to operacja niesłychanie trudna. — Żaden z nich nie latał od 24 lutego. Mocno pracujemy nad tym, aby w najbliższym czasie odzyskać chociaż naszą maszynę ze Lwowa i mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli wykonać taką operację. Bo przecież do granicy z Polską jest bardzo blisko. Więc w tym wypadku jesteśmy większymi optymistami. Jeśli chodzi o samoloty uziemione w Kijowie, to na razie jest zbyt niebezpiecznie. Tam nadal toczą się działania wojenne, przestrzeń nad Ukrainą jest zamknięta dla samolotów cywilnych, więc nasze maszyny na pewno tam pozostaną jeszcze jakiś czas. Ale nieustannie pracujemy nad tym, aby także je odzyskać — mówił Robert Carey.
Czytaj więcej
Ukraińskie służby bezpieczeństwa (SBU) zatrzymały Wiaczesława Bogusłajewa, prezesa Motor Sicz JSC. Zarzuca mu się współpracę z Federacją Rosyjską — podało biuro prasowe SBU.
Węgrzy starali się wywieźć swój personel i samoloty z Ukrainy. Ostatecznie — jak zapowiadał to Robert Carey — udało się to 13 września A320 ze Lwowa, lecąc do Polski z transponderem wyłączonym na wysokości 10 000 stóp (ok. 3 tys. metrów).