Lufthansa nie ukrywa, że sprzedaje już tylko najdroższe bilety. W ten sposób chce ograniczyć popyt na latanie. I rzeczywiście jest drogo. Podróż z Warszawy przez Frankfurt na lotnisko JFK w Nowym Jorku w lipcu to wydatek 5,5 tys. zł za bilet w jedną stronę w klasie ekonomicznej. W sierpniu jest taniej – 3800 złotych za najtańszy rejs. W LOT biletów w ekonomii na najbliższe rejsy już nie ma. Można polecieć, ale na ostatnich miejscach w biznesie za 8200 złotych w jedną stronę.
W sierpniu klasa ekonomiczna jest po 4,5 tys. złotych za przelot w jedną stronę. A w ostatnim kwartale 2022 za tę kwotę i w Lufthansie, i w Locie można kupić bilet powrotny na tej trasie. Trzeba też zapomnieć o tanich biletach np. do Azji. W Qatar Airways czy Emirates, które woziły Polaków do Tajlandii, na Bali czy Wietnamu, a nawet Japonii, nie ma już biletów po 3–4 tys. złotych. Dzisiaj za taką podróż trzeba zapłacić dwa razy tyle - za najtańszy bilet powrotny w klasie ekonomicznej przynajmniej 7 tys. złotych. I to za bilet wykupiony z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.
Ale i powrotna podróż Ryanairem z podwarszawskiego Modlina do Barcelony w samolocie, gdzie pasażerowie są upchani jak sardynki w puszce, bo wypełnienie samolotów irlandzkiego przewoźnika przekracza już 90 procent, to wydatek 1000 złotych plus opłata za bagaż. Ta kwota rośnie, kiedy np. podróżny sam wcześniej nie wydrukuje sobie karty pokładowej. A wylatując z podwarszawskiego lotniska, Ryanair płaci za obsługę od pasażera jedynie 5 złotych, a nie np. prawie 90 złotych, gdyby operował z Okęcia.
Czytaj więcej
Liczba pasażerów w Europie, którzy nie polecą tego lata zbliża się do miliona. Dwie największe linie lotnicze w Europie – Air France KLM i Lufthansa kasują kolejne setki połączeń.
Za mało miejsc w samolotach
O tym, że bilety będą drożeć, prezesi linii lotniczych mówili od kilku miesięcy. Jako główny powód podawali zwyżkę cen paliwa, ale paliwo już wcześniej było drogie, a bilety były tańsze.