Tym razem o wyższe wynagrodzenia będą walczyć funkcjonariusze służb kontroli bezpieczeństwa. Czyli praktycznie z większości niemieckich lotnisk trudno będzie odlecieć, bo lotniskowe punkty kontrolne nie będą również przepuszczać pracowników, którzy pracują po tzw. Airside, czyli np. sprawdzających dokumenty pasażerów wsiadających do samolotów, obsługujących loty transferowe itd. Ucierpi także cargo.
Udział w proteście potwierdziły już Berlin Brandenburg, Kolonia/Bonn, Hanower, Lipsk, Duesseldorf i Brema. Do niedzielnego południa w gronie protestujących nie było największych niemieckich portów przesiadkowych Frankfurtu i Monachium. Ale związkowcy z centrali Verdi zapowiadali, że cały czas trwają rozmowy.
— Oczekujemy poważnych zakłóceń na lotniskach. Chociaż w tej chwili trudno jest powiedzieć, ile ostatecznie lotów zostanie opóźnionych i odwołanych — mówiła niemieckiej agencji DPA Helge Biering przedstawicielka Verdi.
Czytaj więcej
Lotniczy świat jednoczy się przeciwko Rosjanom. Bermudzki regulator rynku lotniczego (Bermuda Civil Aviation Authority – BCAA) poinformował, że nie jest w stanie certyfikować samolotów zarejestrowanych w Bermuda Civil Aircraft Registry, ponieważ nie ma jakiejkolwiek gwarancji, że maszyny są odpowiednio serwisowane, czyli że są zdolne do wykonywania operacji lotniczych.
Strajk jest efektem patu negocjacyjnego między Verdi i Federalnym Stowarzyszeniem Pracowników Bezpieczeństwa Lotniczego (BDLS), stowarzyszeniem firm obsługujących punkty kontroli na niemieckich lotniskach. Chodzi o podwyżki dla 25 tysięcy funkcjonariuszy i stworzenie nowego układu zbiorowego. Negocjacje mają zostać wznowione w Berlinie 16 i 17 marca. A poniedziałkowy protest ma wywrzeć presję na BDLS.