Polskie firmy zdobyły ponad jedną czwartą rynku międzynarodowego transportu drogowego w UE. Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych szacuje ich przychody w 2020 r. na 128,5 mld zł. Opanowały one nie tylko przewozy pomiędzy Polską a krajami ościennymi, ale i trzecimi: mają poważny udział w przewozach między Niemcami i Francją, Niemcami i Włochami oraz Belgią, pomiędzy Francją i Włochami oraz Francją i Holandią. Są tu na pierwszym miejscu wśród przewoźników zagranicznych. Przed brexitem co czwarta ciężarówka przekraczająca kanał La Manche miała polskie numery rejestracyjne.
Od 2004 do 2020 r. praca polskich firm w przewozach międzynarodowych wzrosła ponadpięciokrotnie – do 231,1 mld tkm, a w krajowych niemal czterokrotnie – do 230,5 mld tkm. Bilans usług transportowych wskazuje, że tylko w 2019 r. przewoźnicy samochodowi mieli 30 mld zł nadwyżki.
Skromne początki
Nikt nie spodziewał się takiego sukcesu. Na początku wieku rodzimi pracodawcy obawiali się mocnej finansowo, dobrze zorganizowanej unijnej konkurencji, szczególnie niemieckiej.
Wtedy kluczowym rynkiem były Niemcy. Przewozy z Polski do Niemiec stanowiły w 2004 r. 39 proc. wywożonego i 42 proc. wwożonego tonażu. Pomiędzy Polską i Niemcami w 2004 r. firmy wykonały pracę przewozową sięgającą 7,3 mld tkm.