Wskazuje na to najnowszy sondaż niezależnego ośrodka socjologicznego Centrum Lewady. Mniej więcej połowa Rosjan opowiada się za tym, by w relacjach z Mińskiem Moskwa skupiała się wyłącznie na „rozwoju współpracy gospodarczej". Niemal co trzeci ankietowany twierdzi, że stosunki pomiędzy krajami powinno się pozostawić na dotychczasowym poziomie. Tymczasem 13 proc. mieszkańców kraju twierdzi, że Rosja i Białoruś powinny „utworzyć sojusz z jednym przywódcą na czele". Z kolei zaledwie co dziesiąty respondent chce, by sąsiednie państwo „wstąpiło w skład Federacji Rosyjskiej".
– Rosjanie nie widzą korzyści, jakie mogłaby uzyskać na ewentualnym przyłączeniu Białorusi do Rosji. Wręcz przeciwnie. Obawiają się, że to „zjednoczenie" odbyłoby się wysokim kosztem, ich kosztem. Nikt nie chciałby utrzymywać dziesięciomilionowego państwa. Cena takiego przedsięwzięcia mogłaby być zbyt wysoka dla przeciętnego obywatela – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksiej Makarkin, znany niezależny moskiewski politolog.
Anektując w 2014 roku ukraiński Krym, Kreml często powoływał się m.in. na nastroje rosyjskiego społeczeństwa. Od niemal sześciu lat to rosyjski podatnik wypłaca pensje, emerytury i wszelkie świadczenia socjalne na niemal dwumilionowym półwyspie. Dość powiedzieć, że przed aneksją części ukraińskiego terytorium za jednego dolara trzeba było zapłacić nieco ponad 30 rosyjskich rubli, a obecnie – dwa razy tyle. Tymczasem pod względem PKB per capita (dane MFW) Rosja znajduje się mniej więcej na poziomie Malezji i ustępuje w tabeli np. Rumunii i Kostaryce. Latem ubiegłego roku rosyjski rząd przyznał, że liczba osób żyjących w skrajnym ubóstwie przekroczyła już 20 mln.
– Euforia po krymskich wydarzeniach już dawno w Rosji minęła. Coraz częściej ludzie zaczęli liczyć i zastanawiać się nad tym, ile tak naprawdę kosztuje nas Krym. Co prawda wielu Rosjan uważało, że Krym niesprawiedliwie został przekazany Ukrainie przez Chruszczowa. Takich nastrojów nie było nigdy – mówi Makarkin. – Wszystko może się jednak zmienić, jeżeli państwo uruchomi wielką kampanię propagandową na rzecz „zjednoczenia" z Białorusią – przyznaje.
W zapowiadanej reformie konstytucyjnej w Rosji taka kampania propagandowa na razie się nie zapowiada. Impasu pomiędzy Mińskiem a Moskwą wciąż nie przełamano, a w trwających od grudnia 2018 roku negocjacjach w sprawie „głębszej integracji" zapadła cisza. Rządzący od ćwierćwiecza prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenko nie zgodził się, jak na razie, na zaproponowany przez Moskwę program integracji. Miał on polegać m.in. na ujednoliceniu systemów podatkowych, polityki pieniężnej i celnej. Były już premier Rosji Dmitrij Miedwiediew sugerował wprowadzenie wspólnej waluty, a nawet wspólnych ponadpaństwowych organów władzy. Wszystko na nic. Rosja już od 1 stycznia nie dostarcza ropy na Białoruś (nie licząc jednego prywatnego dostawcy), a Mińsk zaczął już kupować surowiec na rynku światowym. Pierwsze dostawy dotarły ostatnio z Norwegii do portu w litewskiej Kłajpedzie, a stamtąd koleją do dwóch białoruskich rafinerii – w Mozyrzu i Nowopołocku.