Jak pisze Onet, historia Powiatowego Centrum Medycznego w Grójcu w województwie mazowieckim jest podręcznikowym przykładem błędów, jakie można popełnić w trakcie epidemii.
W szpitalu znajduje się 107 łóżek dla osób dorosłych. Istotne w obecnej sytuacji jest to, że 20 z nich przeznaczonych jest do intensywnego nadzoru oraz sześć do intensywnej terapii. Choć na swojej stronie internetowej szpital chwali się fachowością, zapis sześciu dni „życia szpitala” pokazuje, że jej zabrakło.
„Z samego rana do pracy przychodzi dr Z. Ma gorączkę i suchy kaszel, czyli symptomy świadczące o ryzyku zakażenia koronawirusem” - czytamy w Onecie. – Gorączkę miał już w poprzednich dniach, ale dopiero we wtorek sytuacja dojrzała do pobrania wymazu – opowiadał jeden z pracowników placówki.
O zasady postępowania w takich wypadkach zapytany został prof. Krzysztof Chomiczewski, epidemiolog i były komendant Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii, a obecnie krajowego konsultanta ds. obronności w dziedzinie epidemiologii. - Pomieszczenia, w których przebywał ten człowiek, należy poddać dezynfekcji, a jego odizolować oraz pobrać materiał do badania. Osoby, które się z nim kontaktowały, również należy poddać kwarantannie do nadejścia wyniku. Jeżeli wynik będzie pozytywny, to oczywiście kwarantannę trzeba przedłużyć. Natomiast jeśli będzie negatywny, to wówczas taką osobę można zwolnić. To są standardy znane od dawna jako metody walki z epidemią - powiedział prof. Chomiczewski.
W szpitalu w Grójcu wygląda to jednak tak, że jeden z medyków pobiera od lekarza wymaz, co kwalifikuje go do natychmiastowej kwarantanny. Doktor Z. deklaruje gotowość do pracy na dyżurze w karetce pogotowia. Gdy informacja o pobraniu wymazu od doktora Z. roznosi się po szpitalu, dwóch ratowników, którzy mają tego dnia przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, odmawia współpracy. Zwierzchnicy ratowników są zbulwersowani tą decyzją. - Powiedziano im, że co sobie wyobrażają i jak się zachowują, że to na pewno zwykłe przeziębienie i jeśli służba zdrowia popadnie w taką paranoję, to nie będzie komu pracować - powiedział pracownik szpitala. – Usłyszeli, że jeśli się boją, to mogą jeździć z doktorem w kombinezonach i maseczkach.