Joe Biden zostanie 46. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jakie nastroje panują w Moskwie po amerykańskich wyborach?
W zasadzie nie ma żadnych nastrojów. Nic istotnie się nie zmieni, stosunki rosyjsko-amerykańskie są stabilnie złe i niespecjalnie zależą od postaci politycznych. Jedyny pozytywny postęp, którego można oczekiwać, dotyczy porozumienia o dalszej redukcji i ograniczenia zbrojeń strategicznych (New Strategic Arms Reduction Treaty – przyp. red.). Cała reszta pozostanie bez zmian, albo się nawet pogorszy. Zwłaszcza jeżeli chodzi o przestrzeń postradziecką, Biden tu raczej będzie aktywniejszy od Trumpa. A to oznacza, że pojawia się kolejny element drażniący Rosję. Negatywnie może się też rozwijać sytuacja w Syrii, demokratyczna administracja Białego Domu będzie raczej chciała zwiększyć tam swoje wpływy, a to dodatkowe utrudniania dla Rosji. Poza tym Moskwa nie oczekuje nic od amerykańskich wyborów.
Mówi pan, że rosyjsko-amerykańskich relacje nie zależą od konkretnych polityków. To co ma na nie wpływ?
Od lat te relacje były budowane wokół doktryny odstraszania. Teraz ten temat przestaje być trzonem naszych stosunków. Nowej agendy nie mamy oprócz nagromadzonej nieprzyjaźni. To wszystko przekłada się na to, że wyczerpuje się potencjał konstruktywnej współpracy.
Na czym według pana miałaby polegać aktywizacja prezydenta Bidena w krajach postradzieckich? O jakie dokładnie kraje chodzi?