Widzowie przyszli, bramy zamknięte

Wyścig o Grand Prix Australii został odwołany, a decyzję ogłoszono dwie godziny przed początkiem treningów. Zamieszanie wokół inauguracji sezonu w Melbourne nie stawia Formuły 1 w najlepszym świetle u progu nowego sezonu – który może rozpocząć się dopiero w czerwcu.

Aktualizacja: 13.03.2020 09:12 Publikacja: 13.03.2020 09:04

Widzowie przyszli, bramy zamknięte

Foto: AFP

Kiedy w czwartkowy wieczór czasu wschodnioaustralijskiego zespół McLaren ogłosił, że u jednego z pracowników stwierdzono zakażenie koronawirusem, dalsze losy pierwszej rundy mistrzostw świata powinny być dla wszystkich oczywiste. Okazało się jednak, że Formuła 1 nie miała przygotowanego żadnego scenariusza na taką ewentualność, a zarządzanie kryzysowe nie poszło, delikatnie mówiąc, najlepiej.

McLaren natychmiast podjął decyzję o wycofaniu zespołu z weekendu, ale początkowo podobną decyzję podjęły tylko ekipy Ferrari, Renault i Alfa Romeo. Podczas nocnych negocjacji sytuacja zmieniała się szybko, a żadna z zaangażowanych stron – ani Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA, sportowa władza F1), ani Liberty Media (posiadacz praw komercyjnych), ani promotor wyścigu, ani władze stanu Victoria – nie zdecydowała się na wzięcie odpowiedzialności na swoje barki.

Stanowisko FIA było znaczące: Federacja może odwołać wyścig, jeśli ma w nim wziąć udział mniej niż 12 samochodów. W przeciwnym razie spadnie na nią odpowiedzialność za zerwanie kontraktów komercyjnych. Z kolei Liberty Media otrzymuje od organizatorów Grand Prix kwotę szacowaną na ponad 50 milionów dolarów (warto podkreślić, że zasila ona fundusz, z którego następnie są wypłacane premie dla zespołów), a komercyjny szef F1 Chase Carey przebywał właśnie w Wietnamie, gdzie negocjował z władzami Hanoi złagodzenie restrykcji wizowych dla ludzi ze światka F1, bez których nie da się rozegrać kwietniowego wyścigu w tym kraju. Carey zjawił się w Melbourne dopiero w piątek rano. Tymczasem Ross Brawn, dyrektor Liberty Media do spraw wyścigowych, nalegał na rozegranie piątkowych treningów i ponowne przyjrzenie się sytuacji po ich zakończeniu. Organizatorzy oraz stan Victoria nie podejmowały żadnych działań – promotor oczekiwał na pierwszy krok ze strony władz stanowych, prawdopodobnie z przyczyn związanych z ubezpieczeniem.

W tej sytuacji inicjatywę przejęły zespoły. Do grona zwolenników odwołania zawodów dołączył Mercedes, a Haas i Williams wstrzymywały się od głosu. Za przystąpieniem do piątkowych treningów były zatem trzy ekipy: Red Bull, AlphaTauri i Racing Point. Gdy w piątek rano oficjalnej decyzji wciąż nie było, Mercedes upublicznił złożone na ręce FIA pismo, w którym domagał się odwołania wyścigu – argumentując to troską o zdrowie i bezpieczeństwo swoich pracowników oraz reszty społeczności F1. Dwie godziny przed planowanym rozpoczęciem treningów sześć zespołów (poza objętym kwarantanną McLarenem) pakowało już swoje samochody i sprzęt, a kilku kierowców – Lewis Hamilton, Sebastian Vettel i Kimi Raikkonen – było już w drodze do Europy.

Tymczasem lokalni organizatorzy nie otwierali bram przed nieświadomymi zamieszania fanami, którzy rankiem normalnie zjawili się pod torem. Najpierw władze stanu Victoria zarządziły, że jeśli wyścig się odbędzie, to bez udziału kibiców, aż wreszcie – dosłownie parę minut po ujawnieniu przez Mercedesa wniosku o odwołanie zawodów – FIA, Formuła 1 i promotor GP Australii wydali wspólne oświadczenie o odwołaniu zawodów. Miało to miejsce niespełna dwie godziny przed początkiem pierwszej sesji treningowej i prawie dwanaście godzin po tym, jak McLaren poinformował o pozytywnym wyniku testu na obecność koronawirusa i wycofaniu się zespołu z weekendu.

Podczas naprędce zwołanej konferencji prasowej Andrew Westacott, przedstawiciel promotora, przepraszał kibiców za zaistniałą sytuację i wyjaśniał, że wyścig być może odbędzie się w późniejszym terminie. Z kolei Chase Carey, pytany o los kolejnych rund sezonu 2020, uchylał się od podania konkretnych odpowiedzi. – Teraz zajmujemy się bieżącymi sprawami, tutaj w Australii – mówił komercyjny szef F1. – W najbliższych dniach zajmiemy się nadchodzącymi wyścigami. Naprawdę trudno jest przewidzieć sytuację, która stała się bardzo płynna. Dzisiaj jest inna niż dwa czy cztery dni temu. Prognozowanie czegokolwiek przy tak szybkich zmianach jest bardzo trudne.

Czasu jednak jest bardzo niewiele. Wyścig w Bahrajnie zaplanowano już na kolejny weekend. Nawet bez decyzji władz sportu wiadomo, że Ferrari, Mercedes i Renault nie pojawią się na torze i nie dostarczą swoich silników – pozostawiając zatem tylko korzystające z jednostek Hondy ekipy Red Bull i AlphaTauri. Na pierwszy weekend kwietnia zaplanowano pierwszy w historii wyścig w Hanoi, później w kalendarzu widnieje przerwa po przełożonej na nieokreślony termin Grand Prix Chin, a w maju odbyć się miały pierwsze europejskie wyścigi – w Holandii, Hiszpanii i Monako. Gdy zespoły szykowały się do opuszczenia Melbourne, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydawała się inauguracja sezonu w Baku – wyścig o Grand Prix Azerbejdżanu zaplanowano na pierwszy weekend czerwca. Niektóre odwołane rundy można będzie zorganizować w trakcie sierpniowej przerwy wakacyjnej, ale nikt nie jest w stanie zagwarantować, że sytuacja na świecie do tego czasu się uspokoi.

Kiedy w czwartkowy wieczór czasu wschodnioaustralijskiego zespół McLaren ogłosił, że u jednego z pracowników stwierdzono zakażenie koronawirusem, dalsze losy pierwszej rundy mistrzostw świata powinny być dla wszystkich oczywiste. Okazało się jednak, że Formuła 1 nie miała przygotowanego żadnego scenariusza na taką ewentualność, a zarządzanie kryzysowe nie poszło, delikatnie mówiąc, najlepiej.

McLaren natychmiast podjął decyzję o wycofaniu zespołu z weekendu, ale początkowo podobną decyzję podjęły tylko ekipy Ferrari, Renault i Alfa Romeo. Podczas nocnych negocjacji sytuacja zmieniała się szybko, a żadna z zaangażowanych stron – ani Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA, sportowa władza F1), ani Liberty Media (posiadacz praw komercyjnych), ani promotor wyścigu, ani władze stanu Victoria – nie zdecydowała się na wzięcie odpowiedzialności na swoje barki.

Pozostało 84% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 997