Dramatyczna sytuacja odkryta w Residence Herron, na przedmieściach Dorval w Montrealu, doprowadziła do wszczęcia dochodzenia w sprawie rażącego zaniedbania. W Kanadzie rozpoczęła się debata na temat warunków w domach opieki długoterminowej, gdzie zmarła połowa z 1250 ofiar epidemii koronawirusa.
- Nagle te pytania zaczęły pojawiać się w mojej głowie. Co mogliśmy zrobić inaczej? Dlaczego nikt nam nie powiedział?... Dlaczego, dlaczego, dlaczego? - pytała w rozmowie z AFP Moira Davis, której ojciec Stanley Pinnell zmarł w tej placówce 8 kwietnia.
Na miejsce wezwano władze sanitarne, ponieważ większość personelu opuściła placówkę. Na miejscu znaleziono odwodnione starsze osoby. Większość z nich całymi dniami leżała na łóżkach, część była pokryta własnymi odchodami. Odkryto dwie ofiary śmiertelne, których nie zgłoszono przez kilka dni.
Co najmniej 5 z 31 osób, które zmarły, były zakażone koronawirusem.
Władze poinformowały, że na miejscu pozostały tylko dwie pielęgniarki, które opiekowały się 130 starszymi osobami. Kanadyjskie media ujawniły również, że właściciel domu został w przeszłości skazany za handel narkotykami, oszustwa i uchylanie się od płacenia podatków. Rodziny ofiar nie kryją szoku i gniewu. Twierdzą, że byli bezsilni, ponieważ obowiązywał zakaz odwiedzin.