– Pracujemy nad rozwiązaniem problemu. W międzyczasie dostarczamy chorym potrzebną opiekę medyczną – powiedział Scott Pauley, rzecznik CDC, agencji, która obwinia operatorów statków rejsowych o brak kontroli nad wirusem i zbytnie poleganie na pomocy federalnej i stanowej.
Zagrożona flota wojenna
COVID-19 w trudnej sytuacji postawił też amerykańskie okręty wojenne. Głośna w USA stała się sprawa lotniskowca USS „Theodore Roosevelt", który pływał po zachodniej części Oceanu Spokojnego w gotowości do ewentualnej interwencji np. w Korei Północnej czy w Chinach. W drugiej połowie marca, dwa tygodnie po opuszczeniu portu Da Nang w Wietnamie, u dwóch jego marynarzy wystąpiły objawy wirusa. Mając pod opieką 4800 ludzi załogi, kapitan Brett Crozier apelował, by zawiesić misję okrętu z powodu zagrożenia. „Nie jesteśmy w stanie wojny. Marynarze nie muszą umierać. Jeżeli nie zadziałamy szybko, to stracimy nasz największy skarb – naszych marynarzy" – napisał w kilkustronicowym apelu do dowództwa. List, który przedostał się do prasy, został odebrany jako podważenie autorytetu władz i Crozier został usunięty ze stanowiska. W Marynarce Wojennej wybuchł skandal. Jednak w obliczu rozprzestrzeniającego się wirusa lotniskowiec dostał pozwolenie zawieszenia misji i obecnie przechodzi kwarantannę na wyspie Guam, gdzie funkcjonuje amerykańska baza wojskowa oraz szpital. Do tej pory u prawie 700 marynarzy wykryto wirusa, a jeden zmarł. – Głównym celem jednak jest powrót okrętu na ocean, gdzie będzie mógł kontynuować swoją misję – powiedział sekretarz obrony Mark Esper, który nie wykluczył, że kapitan Crozier może zostać przywrócony do czynnej służby.
Kryzys, jaki zapanował na pokładzie USS „Theodore Roosevelt", rzucił światło na zagrożenia czyhające na marynarzy w czynnej służbie na dziesięciu innych lotniskowcach oraz okrętach podwodnych i nawodnych, gdzie warunki często nie pozwalają na utrzymywanie fizycznego dystansu. Na co najmniej czterech, w tym tych stacjonujących w San Diego w Kalifornii i Norfolk w Wirginii, stwierdzono obecność wirusa. – Statki i inne części Marynarki Wojennej są bardzo narażone. Te służby należą do najbardziej dotkniętych pandemią – stwierdził demokratyczny senator z Wirginii Tim Kaine.
Zbędne łóżka
Z wirusem borykają się też załogi okrętów medycznych wysłanych na pomoc cywilom w rejonach Nowego Jorku i Los Angeles. Władze Marynarki Wojennej usunęły w ubiegłym tygodniu ponad 100 osób z USNS Mercy przycumowanego u wybrzeży Los Angeles, po tym jak u siedmiu członków załogi wykryto wirusa. Okręt służy jednak głównie pacjentom, u których nie zdiagnozowano wirusa. Na pokład przyjmowani są np. rezydenci domów starców. Personel medyczny Mercy pomaga też w opiece nad rezydentami domów opieki znajdującymi się na lądzie. W placówkach tych w całym kraju wirus czyni największe spustoszenie. Media donoszą o zgonach nawet kilkudziesięciu podopiecznych.
Podobnie jak Mercy, USNS Comfort, który Pentagon wysłał na Wschodnie Wybrzeże, nie został w pełni wykorzystany. Oba statki, wysokie na dziesięć pięter, każdy z tysiącem łóżek, 12 salami operacyjnymi, bankiem krwi, laboratorium, apteką i zaawansowanym sprzętem diagnostycznym, zaliczane są do największych szpitalnych statków na świecie. Comfort, który dotarł do Nowego Jorku pod koniec marca, miał służyć tylko cierpiącym na inne schorzenia niż COVID-19, ale został przystosowany dla pacjentów z koronawirusem, na wypadek, gdyby nowojorskie szpitale nie radziły sobie z napływem chorych. – Okazało się, że nie potrzebowali tylu łóżek. To dobry znak – stwierdził prezydent Donald Trump.
Stan Nowy Jork nadal jest epicentrum COVID-19 nie tylko w USA, ale i na świecie.