W poniedziałek w Delhi ruszyło metro. Przez ostatnie pięć miesięcy nie działało, co było wynikiem niezwykle ostrych restrykcji wprowadzonych przez rząd premiera Narendry Modiego w marcu tego roku w odpowiedzi na epidemię koronawirusa.
Świat obiegły wtedy dramatyczne obrazy milionów migrantów, którzy z dnia na dzień stracili pracę i zmuszeni byli powracać pieszo do swych odległych wsi. Pomoc rządowa nie docierała do ludzi, którzy koczowali całymi rodzinami na placach budów, zarabiając równowartość czterech dolarów dziennie.
Wątpliwe statystyki
Wielu z nich dotarło już do rodzinnych wsi. Wraz z nimi wirus. Wielka migracja jest jedną z przyczyn dzisiejszej eksplozji epidemii w całym kraju, zwłaszcza na południu. Jak wynika z ostatnich danych indyjskiego Ministerstwa Zdrowia, w kraju zamieszkanym przez 1,3 mld obywateli zachorowało już 4,2 mln osób. W ostatnim czasie przybywa dziennie 80–90 tys. nowych zakażeń.
Indie wyprzedziły już w światowych statystykach Brazylię i zajmują obecnie, po USA, drugie miejsce pod względem liczby chorych na Covid-19.
Wkrótce zajmą zapewne miejsce pierwsze, jako że szczyt epidemii spodziewany jest w listopadzie. Jednak potężne ludnościowo Indie notują znacznie mniej przypadków śmiertelnych niż Stany Zjednoczone czy Brazylia. Jeżeli wierzyć rządowym statystykom, zmarło do tej pory 71,6 tys. osób, co sprawia, że współczynnik śmiertelności jest wyjątkowo niski i sięga 1,8 proc.