Jeszcze na początku 2019 roku ponad 60 proc. Białorusinów tkwiło w przekonaniu, że najlepiej będzie się żyło w sojuszu z Rosją.
Gdy Aleksander Łukaszenko po raz szósty „wygrał" wybory 9 sierpnia z ponad 80 proc. poparciem, brutalnie spacyfikował pokojowe protesty (wciąż trwają), zapełnił przeciwnikami więzienia, ale mimo to otrzymał gratulacje z Kremla, poparcie dla sojuszu z Rosją we wrześniu zmniejszyło się już do 51 proc.
Przeczytaj także: Protesty dzielą białoruskich sportowców
Z przeprowadzonego zaś na początku listopada sondażu Białoruskiego Warsztatu Analitycznego (BAM) wynika, że już zaledwie 40 proc. Białorusinów opowiada się za sojuszem z Rosją. W niedzielę wieczorem dane te pierwszy opublikował wpływowy rosyjski dziennik „Kommiersant". Wynika z nich też, że na tle pogarszającego się wizerunku Rosji na Białorusi rośnie grono zwolenników integracji z Unią Europejską, w ciągu nieco ponad miesiąca liczba Białorusinów deklarujących proeuropejskie nastroje wzrosła z 24 do 32 proc. To całkiem sporo jak na kraj, w którym od ponad ćwierćwiecza rządzi chyba najbardziej prorosyjski przywódca ze wszystkich państw byłego ZSRR.
– Rosja traci w oczach Białorusinów, ponieważ władze w Moskwie wspierają Łukaszenkę i nie reagują w odpowiedni sposób na te brutalne represje, których od ponad trzech miesięcy doświadczają Białorusini. Wpływ na to miała też narracja rosyjskich mediów państwowych, które opowiadają się po stronie reżimu w Mińsku – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Andrej Wardamacki, znany białoruski socjolog i szef BAM.