W pamiętnym przemówieniu na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2007 r. Władimir Putin wezwał do zmiany jednobiegunowego układu opartego na dominacji Waszyngtonu na rzecz relacji wielostronnych, w której swoje pełnoprawne miejsce mają także skorumpowane dyktatury, jak Rosja.
I choć pierwszy rok wojny w Ukrainie kończy się dla Moskwy katastrofalnymi stratami w ludziach i sprzęcie, to właśnie taki świat wyłania się z tego konfliktu. Przynajmniej w odbiorze społecznym – wynika z globalnego sondażu przeprowadzonego na zlecenie European Council on Foreign Relations (ECFR), którego dane „Rzeczpospolita” uzyskała w Polsce na wyłączność.
Sojusznik Hindusów
Owszem, Moskwie nie tylko nie udało się podzielić Zachodu, ale po obu stronach Atlantyku panuje dziś daleko idąca zbieżność co do oceny wojny. 38 proc. mieszkańców Unii, 44 proc. Wielkiej Brytanii i 34 proc. USA uważa, że ten konflikt może się zakończyć tylko pełnym zwycięstwem Ukrainy i odzyskaniem przez nią całości utraconych terenów. Jedynie odpowiednio 30, 22 i 21 proc. uważa, że pokój trzeba przywrócić natychmiast, nawet za cenę utraty przez Ukraińców części swego kraju. Tu żaden inny scenariusz nie zbiera tak dużego poparcia.
Ale do tej wizji Zachód nie zdołał przekonać reszty świata. Okazuje się bowiem, że 54 proc. Hindusów, 48 proc. Turków i 42 proc. Chińczyków uważa, że warto zatrzymać działania bojowe natychmiast, godząc się na utrwalenie zdobyczy terytorialnych Putina. W przypadku niektórych krajów to nawet większe poparcie dla takiego rozwiązania niż w samej Rosji (44 proc.). Dodatkowo 12 proc. Hindusów, 8 proc. Turków, 12 proc. Chińczyków i 29 proc. Rosjan twierdzi, że utrata części ziem przez Ukrainę to cena, z którą trzeba się pogodzić nie tyle dla pokoju, lecz „by powstrzymać próbę zdominowania świata przez Zachód”.