Do 15 marca z powodu „trwającego konfliktu wewnątrz władz" Aleksander Łukaszenko ma zdymisjonować rząd i szefów resortów siłowych. Następnie miałaby zostać zakończona sprawa sądowa Biełgazprombanku i na wolność mieliby wyjść jego były prezes Wiktar Babaryka (niedopuszczony do ubiegłorocznych wyborów prezydenckich) oraz jego współpracownica Maria Kalesnikawa. Do maja na Białoruś miałyby powrócić liderka demokratycznej opozycji Swiatłana Cichanouska wraz z byłym ministrem kultury i wieloletnim dyplomatą Pawłem Łatuszką.
Łukaszenko wyznaczyłby po drodze nowego premiera, który w konsekwencji zastąpiłby go tak jak niegdyś Władimir Putin zastąpił w Rosji Borysa Jelcyna. Jednocześnie miałaby się zacząć masowa prywatyzacja czołowych białoruskich przedsiębiorstw państwowych przez korporacje Kremla.
Taki los Białorusi wróży popularny rosyjski kanał w Telegram Nezygar, kojarzony z otoczeniem Putina i resortem obrony.
Opozycja liczy na ulicę
Temat „tranzytu władzy" na Białorusi miał być poruszany podczas poniedziałkowego spotkania Aleksandra Łukaszenki i Władimira Putina w Soczi. Jeździli na nartach, a następnie odbyli ponad 6-godzinną rozmowę. Nawet dzwonili do siebie następnego dnia. Brak jednak oficjalnych komunikatów dotyczących wyników tych kontaktów.
– Stąd się biorą spekulacje i wrzutki, bo nie ma przejrzystości i żadnych konkretów. Nie wiemy, o czym rozmawiają, ale nie wierzę, że Łukaszenko zgodzi się na to, by stać w drugim czy trzecim rzędzie na Białorusi. Nie zgodzi się na to i z własnej woli nie odejdzie – mówi „Rzeczpospolitej" Franak Wiaczorka, doradca Cichanouskiej ds. międzynarodowych. – Stawiamy na międzynarodową izolację reżimu, rozłam w elitach oraz doprowadzenie do takiej sytuacji w kraju, by reżim nie miał wyjścia i musiał ustąpić. Pod presją ulicy i sankcji gospodarczych – dodaje.