– W ciągu ostatniego roku liczba migrantów bardzo się zmniejszyła, bardzo nam ich brakuje do realizacji ambitnych planów w budownictwie, powinniśmy budować więcej, ale potrzebujemy rąk do pracy. Pracowników potrzebuje też rolnictwo – mówił kilka dni temu rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, cytowany przez rządowe media.
Dopiero od 2019 r. Federalna Służba Bezpieczeństwa ujawnia informacje dotyczące liczby obcokrajowców, którzy wjechali do Rosji w celu podjęcia pracy. W roku przed pandemią przyjechało ponad 1,4 mln obywateli Uzbekistanu, 870 tys. z Tadżykistanu, 550 tys. Kirgizów, niespełna 300 tys. Ukraińców i około 200 tys. Kazachów.
Kilkaset tysięcy robotników z Azji Środkowej przyjechało do Rosji jeszcze w pierwszym kwartale zeszłego roku. Z najnowszych danych FSB wynika, że w IV kwartale 2020 r. do pracy w Rosji przyjechało już tylko 24 tys. Kirgizów, nieco ponad 8 tys. Uzbeków i zaledwie 276 obywateli Tadżykistanu. Droga do Rosji prowadzi przez Kazachstan, a władze w Nur-Sułtanie z powodu pandemii znacząco ograniczyły wjazd obcokrajowcom bez nagłej potrzeby.
Rosyjskie władze wznowiły 1 kwietnia połączenia lotnicze z Azją Środkową. Rządowa „Rossijska Gazeta" szacowała, że dzięki temu powróci niebawem nawet milion zagranicznych pracowników.
– Chodzi o utrzymanie wpływów Rosji w tym regionie. Dlatego Moskwa próbuje przypomnieć stolicom państw środkowoazjatyckich, że są jej potrzebne. Sięga nawet po argumenty, że „nie poradzimy sobie bez was", i obiecuje, że poprawi warunki pracy. Z drugiej strony mieszkańcy tych państw nie mają dużego wyboru, jeżdżą też do Turcji, ale to nieporównywalnie mniejsza skala. Poza tym, mniej więcej znają język rosyjski i dlatego lepiej się odnajdują w Rosji – mówi „Rzeczpospolitej" moskiewski ekspert ds. byłej sowieckiej Azji Środkowej Arkadij Dubnow.