„Teraz każdy facet jest gotowy do akcji" – mówi posiwiały mężczyzna, który zdejmuje marynarkę, patrząc w oczy zadowolonej kobiecie. We wcześniejszej scenie wychodzi z apteki, a następnie wsiada do czerwonego porsche. Tak wygląda jedna z reklam popularnego preparatu zawierającego sildenafil, produkowanego przez polską firmę farmaceutyczną. Jest to substancja wprowadzona w 1998 roku przez firmę Pfizer. Wspomaga rozkurcz mięśni gładkich w ciałach jamistych, powodując większy napływ krwi do penisa i wywołując erekcję.
Początkowo była sprzedawana wyłącznie pod nazwą Viagra. Z czasem na rynku pojawiły się jej zamienniki, tzw. generyki. Od 2016 roku sildenafil jest dostępny bez recepty. Polska stała się jedynym krajem oprócz Nowej Zelandii, dopuszczającym sprzedaż tej substancji w tak przystępnej formie. A sprzedaż bez recepty rośnie błyskawicznie.
Ruch w aptekach
Z danych firmy IQVIA (dawniej IMS Health), do których dotarła „Rzeczpospolita", wynika, że w 2017 r. sprzedano 2,82 mln opakowań sildenafilu bez recepty. W 2016 r. kupiono ich 648 tys., więc wzrost wynosi aż 335 proc.
Staje się on mniej szokujący, gdy weźmiemy pod uwagę, że w 2016 r. sildenafil był od maja stopniowo wprowadzany na rynek. Jednak szybko rośnie też sprzedaż na receptę, czyli w większej dawce i opakowaniach zawierających więcej tabletek. W 2017 r. sprzedano 4,55 mln opakowań. To o 90 proc. więcej niż w 2016 roku, gdy Polacy kupili ich 2,4 mln.
Jednym z powodów wzrostu może być to, że pomaga on nie tylko przy erekcji. Od kilku lat międzynarodowe towarzystwa kardiologiczne zachęcają lekarzy, by stosowali substancję w niewielkich dawkach przy nadciśnieniu płucnym. Jednak nasi rozmówcy nie mają złudzeń, że główne przyczyny większej sprzedaży leżą w sferze seksualnej.