Od lutego, który był ostatnim miesiącem przed pandemią, zaległości wpisane do Krajowego Rejestru Długów wzrosły o 2 mld zł, do łącznie ponad 48,2 mld zł – wynika z najnowszego sondażu wykonanego na zlecenie KRD, który poznała „Rzeczpospolita". W tym czasie powiększyło się także grono dłużników – przed wybuchem pandemii niezapłacone zobowiązania miało blisko 2,5 mln osób – teraz o 41 tys. więcej.
Najczęściej nie płacą rachunków za telefon, internet i telewizję, za czynsz i media lub nie regulują rat kredytów i pożyczek od rodziny. Blisko co siódmy dłużnik nie może się uporać z debetem na karcie, a co dziesiąty z kredytem wziętym na zakup sprzętu RTV/AGD czy mebli. W lutym, zanim wybuchła pandemia, średnie zadłużenie na osobę sięgało 18 438 zł – dziś jest o ponad 1200 zł większe.
Blisko połowa badanych wie, ile i za co są winni, ale co czwarty słabo to kontroluje, a z tego co trzeci już zupełnie nie panuje nad zadłużeniem. Jak twierdzą, nie spłacają zaległości przez „zbyt małe dochody" lub niespodziewane wydatki, np. na leczenie czy naprawę samochodu. Co piąta osoba wskazuje jako powód wzrost opłat za czynsz, prąd, wodę i żywność, a tyle samo przyznaje, że z ich finansami jest gorzej, bo utracili dodatkowe źródło dochodu. Z kolei 14 proc. badanych przyznało się do utraty pracy.
Spośród 33 proc. tych, którzy nie radzą sobie z oddawaniem pieniędzy, co trzeci ocenia swoją sytuację jako „bardzo złą", 61 proc. jest przygnębionych z powodu zaległości, przy czym częściej martwią się kobiety. – Podczas pandemii nie ma zbyt wielu okazji do wydawania pieniędzy, dla wielu osób lockdown może więc być okazją do tego, żeby uważniej przekalkulować swoje finanse i spróbować zmierzyć się z długami – uważa Adam Łącki, prezes KRD.
Według analiz ekspertów rynku finansowego podczas pandemii sytuacja konsumentów, w przeciwieństwie do firm, nie pogorszyła się. Zaoszczędzili na podróżach, gastronomii, odzieży, ponieważ nie mają okazji z tego korzystać.