Przełom w spektakularnym śledztwie i pierwszy podejrzany o udział w kolportażu nieprawdziwych anonimów, jakie trzy lata temu wstrząsnęły stołeczną policją. Masowo rozsyłano je do różnych instytucji, by za ich pomocą zdyskredytować niewygodne osoby, usunąć je lub zablokować ich awanse. Jak się okazuje, miał w tym brać udział Adam M., policjant z wydziału techniki operacyjnej (WTO) komendy stołecznej. Właśnie usłyszał zarzuty – dowiedziała się „Rzeczpospolita". To jego DNA miała zawierać ślina, którą przyklejono znaczki pocztowe na kopertach z donosami.
Adam M. został zatrzymany w środę na terenie tajnej bazy należącej do WTO przez funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych Policji oraz Biura Nadzoru Wewnętrznego MSWiA na polecenie Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która od trzech lat prowadzi w tej sprawie śledztwo. Przeszukano też jego służbowy pokój i mieszkanie.
W 2017 r. pojawiła się fala doniesień informujących, że w komendzie stołecznej, w tym w wydziale techniki operacyjnej, dochodzi do korupcji, nadużyć finansowych i molestowania seksualnego. Pisma uderzały w funkcyjne osoby i były rozsyłane w różne miejsca – w tym do prokuratury. Jedne miały formę prymitywnych anonimów, inne były podpisane personaliami prawdziwych policjantów. Afera wybuchła, gdy wyszło, że donos uderzający w ówczesnego p.o. szefa stołecznej policji Andrzeja Krajewskiego został opatrzony nazwiskami dwóch policjantek – Agnieszki B. i Iwony H., bez ich wiedzy i zgody.
Funkcjonariuszki zaalarmowały Prokuraturę Krajową. „W szeregach Policji działa zorganizowana grupa przestępcza" – twierdziły i domagały się ścigania sprawców. W grudniu 2017 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo. Prokurator sięgnął po ponadstandardowe środki – zlecił pobranie od dużej grupy stołecznych policjantów próbek pisma ręcznego oraz DNA. Tak wpadł Adam M.
Jednak nasze źródła sugerują, że jest on tylko „pionkiem". – Może ktoś go wykorzystał, by przykleił znaczek na kopercie. On nic nie zyskał na „utrąceniu" szefostwa – słyszymy.