Demografia uderzy w rynek pracy. „Nie ma już nisko wiszących owoców”

Jeśli utrzymają się obecne trendy demograficzne, do 2035 r. ubędzie w Polsce ponad dwa miliony pracowników, czyli około jedna ósma obecnego stanu zatrudnienia – wylicza Polski Instytut Ekonomiczny.

Publikacja: 16.10.2024 05:00

Demografia uderzy w rynek pracy. „Nie ma już nisko wiszących owoców”

Foto: Adobe Stock

– Większość osób, która przeczytała nasz raport, mówi mi, że wieje tam dużym pesymizmem i jest przygnębiający. Rzeczywiście, wiele wniosków jest trudnych do przełknięcia. Zmiany demograficzne mogą wymuszać korekty w polskim modelu gospodarczym – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Jak wskazuje PIE w swoim raporcie „Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce”, zapaść demograficzna będzie miała duże znaczenie dla przyszłości rynku pracy.

EKO demografia Fidziński

Foto: Tomasz Sitarski

Będzie ubytek na rynku pracy

– Przy założeniu utrzymania obecnego wieku emerytalnego do 2035 r. z polskiego rynku pracy odejdzie 3,8 mln pracowników. Równocześnie prognozowany napływ nowych roczników wyniesie 1,7 mln osób – wskazuje dr Paula Kukołowicz, kierowniczka zespołu zrównoważonego rozwoju w PIE. To oczywiście efekt stopniowego wychodzenia z rynku pracy pracowników dziś w wieku 50+, przy dużo niższym napływie najmłodszych kohort wiekowych.

Ubytek około 2,1 mln pracowników do 2035 r. szczególnie mocno dotknie m.in. edukację i ochronę zdrowia, gdzie ubędzie kolejno 29 i 23 proc. „rąk do pracy” względem obecnego stanu. Niemniej tak naprawdę w każdym segmencie gospodarki napływ nowych pracowników nie będzie rekompensował odpływu. Ekonomiści z PIE szacują, że sam ubytek pracowników w przemyśle do 2035 r. o prognozowane przez nich 11 proc. zmniejszyłby (przy założeniu utrzymania innych czynników bez zmian) PKB Polski o 6–8 proc.

Jak mówi Kubisiak, przyzwyczailiśmy się do dotychczasowych okoliczności, do górki demograficznej, którą odziedziczyliśmy jeszcze po PRL-u. – Przez ostatnich dziesięć lat trochę wypieraliśmy problem dzięki dwóch zjawiskom, które nam się udały: aktywizacji krajowych zasobów i napływowi cudzoziemców. One spowodowały, że pierwszy etap nastania spadku populacji w wieku produkcyjnym przeszliśmy w miarę suchą nogą – mówi. Problem polega na tym, że ta krzywa zacznie nam spadać dużo ostrzej niż przez ostatnią dekadę. Dodatkowo nasz rynek pracy jest już dość mocno nasycony cudzoziemcami, to nie jest worek bez dna.

Rynek pracy pod presją. Migracja, roboty, aktywizacja

Z raportu PIE płynie kilka rekomendacji. Po pierwsze: aktywizacja osób biernych zawodowo. – Szacujemy, że w sprzyjających warunkach polski rynek pracy mógłby być zasilony przez dodatkowy milion osób. Rezerwuar ten stanowią najczęściej osoby, które z różnych powodów nie są w stanie pracować na cały etat w formie stacjonarnej: osoby uczące się, sprawujące opiekę nad dziećmi lub innymi członkami rodziny, w tym młode kobiety oraz kobiety w wieku przedemerytalnym i osoby z niepełnosprawnościami – wylicza Jędrzej Lubasiński, starszy analityk z zespołu zrównoważonego rozwoju w PIE. Instytut zauważa, że w Polsce tylko około 34 proc. osób z niepełnosprawnościami ma zatrudnienie, średnia unijna to około 55 proc.

Problem w tym, że ten łączny „rezerwuar” około miliona osób tylko pozornie wygląda na duży. W rzeczywistości wymagałoby często dużego dostosowania warunków pracy przez pracodawców np. do specyficznej sytuacji życiowej, choćby możliwości łączenia zatrudnienia z opieką nad dziećmi albo członkami rodziny z niepełnosprawnościami lub zniedołężniałych. Inna sprawa, że motywacją do przedłużania aktywności zawodowej może być m.in. duży spadek stopy zastąpienia w momencie przejścia na emeryturę. Jednocześnie cierpiący na brak pracowników przedsiębiorcy mogą modyfikować swoje dzisiejsze częste preferencje do zatrudniania przede wszystkim na cały etat.

Drugim rozwiązaniem jest migracja. Tyle że są tu kluczowe kwestie związane z limitami dla państwa – możliwościami dla systemu usług publicznych, np. ochrony zdrowia, czy dla procesów integracyjnych. Dodatkowo widać, że „źródło” migracji najbliższe nam kulturowo wysycha (m.in. Ukraina). Abstrahując od tych czynników, faktem jest też to, że migracja zwyczajnie nie załatwi całego problemu. Z niedawnych wyliczeń ZUS wynikało, że aby zatrzymać wzrost wskaźnika obciążenia demograficznego na dzisiejszym poziomie około 40 proc. (czyli na 100 osób w wieku produkcyjnym przypada około 40 osób w wieku poprodukcyjnym), w dziesięć lat potrzebowalibyśmy łącznie ponad 2,6 mln dodatkowych osób. To dwukrotnie więcej niż w ostatniej dekadzie.

Ważna rola automatyzacji i AI

PIE wskazuje też na znaczenie automatyzacji, robotyzacji i AI. To podniosłoby produktywność naszej pracy mimo spadającym zasobów. Dziś np. w Niemczech produktywność jest o 70 proc. wyższa niż w Polsce, licząc w PKB na godzinę pracy.

Pod względem wykorzystania sztucznej inteligencji czy robotów Polska wciąż jest jednak w ogonie UE. W Polsce na 10 tys. pracowników sektora przetwórstwa przemysłowego w Polsce przypada niespełna 55 robotów, tymczasem np. w Czechach i Słowacji mniej więcej trzy razy więcej, a w Niemczech i Szwecji pięć–sześć razy więcej. Problemów jest tu kilka. Z jednej strony to powszechnie obserwowana wśród polskich firm awersji do ryzyka, PIE pisze też o „niskiej skłonności do rozwoju i skalowania działalności firmy”. Z drugiej prawdą też jest, że duża część polskiego przemysłu jest dziś trudno „automatyzowalna”. Wynika to z prostej zależności: Polska przyciągała inwestycje zagraniczne ze względu na relatywnie niskie koszty pracy. Fragmenty łańcuchów dostaw proste do zautomatyzowania często pozostawały w krajach pochodzenia inwestycji.

– Wydaje mi się, że nie ma już nisko wiszących owoców – komentuje Kubisiak. Jego zdaniem potencjalnie najniżej „wiszą” właśnie nakłady na automatyzację i robotyzację. Gdy pojawiają się mocno rosnące koszty pracy, a jednocześnie podaż pracy maleje, to jest to bodziec do takich działań. – Ale niska stopa inwestycji czy awersja do ryzyka w Polsce powodują jednak, że ten owoc nie wisi tak nisko, jak by się mogło wydawać – dodaje.

W raporcie PIE znalazło się jeszcze jedno potencjalne rozwiązanie, które mogłoby załagodzić wyzwania dla polskiego rynku pracy: podniesienie wieku emerytalnego. PIE rozważa scenariusz, w którym zrównano by wiek emerytalny kobiet i mężczyzn na poziomie 65 lat. Szacuje, że przesunięcie ustawowego wieku przechodzenia kobiet na emeryturę o pięć lat zwiększyłoby liczbę dostępnych pracowników niemal o 940 tys. rocznie przez 20 najbliższych lat. Tyle że to wydaje się proste tylko teoretycznie, i to nie tylko ze względów politycznych, ale i na przykład, jak zwraca uwagę PIE, wciąż istniejącego na polskim rynku pracy ageizmu.

– Większość osób, która przeczytała nasz raport, mówi mi, że wieje tam dużym pesymizmem i jest przygnębiający. Rzeczywiście, wiele wniosków jest trudnych do przełknięcia. Zmiany demograficzne mogą wymuszać korekty w polskim modelu gospodarczym – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Jak wskazuje PIE w swoim raporcie „Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce”, zapaść demograficzna będzie miała duże znaczenie dla przyszłości rynku pracy.

Pozostało 92% artykułu
Rynek pracy
Pomimo szturmu na oferty pracy firmom wciąż trudno o talenty
Rynek pracy
Brakuje pracowników w Królewcu. Rosja sięga po Hindusów
Rynek pracy
Jakich pracowników potrzebują firmy w Polsce
Rynek pracy
Płace rosną, ale kosztem miejsc pracy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rynek pracy
Świąteczny sezon w Polsce bez napływu Ukraińców. Kto ich zastąpi?