O ile przed wybuchem pandemii udział szarej strefy w polskim PKB szacowano na ok. 17 proc., o tyle obecnie UN Global Compact Network Poland (UN GCNP) ocenia go już na 18–20 proc. I nie wyklucza kolejnego wzrostu jej udziału w tym roku, gdy Polakom mocniej da się we znaki powszechna drożyzna.
Adam Wudarczyk, ekspert UN GCNP, przypominał podczas piątkowej konferencji prasowej badania, według których każde 10 proc. wzrostu intensywności pandemii, czyli liczby zarażonych na milion mieszkańców, przekłada się na ok. 2,1-proc. wzrost szarej strefy.
Opłacalna i wygodna
W tym roku ten efekt pandemii może być nieco słabszy, bo pomimo ataku omikrona rząd nie spieszy się z wprowadzaniem ograniczeń sanitarnych, które w 2020 i 2021 r. zwiększyły szarą strefę w zamrażanych usługach (np. fryzjerskich). Jednak do rozwoju szarej strefy w produkcji i w usługach może się przyczynić szybki wzrost cen. Zdaniem Adama Wudarczyka można się spodziewać np. zwiększenia kłusownictwa.
Jak ocenia Bohdan Wyżnikiewicz, prezes Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych, który od lat bada zjawisko szarej strefy, wysoka inflacja zawsze sprzyja wzrostowi udziału szarej strefy. Widać to szczególnie w usługach dla ludności (remontowych, ogrodniczych), gdzie chętnie oszczędzamy na usługach bez VAT. Co więcej, dla wielu pracodawców ogólny wzrost kosztów, związany np. z podwyżką płacy minimalnej, skokiem cen energii, surowców, może być teraz zachętą do zatrudniania na czarno.