Co się dzieje, zanim towar z Chin trafi do Polski

Fałszowane papiery, podmieniony sprzedawca, wycieczki dla słupa - czyli co się dzieje, zanim towar z Chin trafi do kraju.

Aktualizacja: 16.02.2022 10:39 Publikacja: 04.06.2020 19:35

Śledztwa dotyczące azjatyckiego biznesu są jednymi z najcięższych

Śledztwa dotyczące azjatyckiego biznesu są jednymi z najcięższych

Foto: Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

Tekstylia, buty, artykuły wyposażenia wnętrz i setki innych, które azjatyckie grupy przestępcze sprowadzają do centrum handlowego w podwarszawskiej Wólce Kosowskiej, przechodzą długą drogę. Proceder jest tak pomyślany, by przyniósł im fortunę.

„Rzeczpospolita" poznała główne ustalenia z analizy dotyczącej przestępczości azjatyckiej. Opracowanie powstało w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie przy okazji śledztwa dotyczącego transferu 116 mln zł za granicę. Były to brudne zyski z handlu w Wólce Kosowskiej, które m.in. do Chin wyekspediował zatrzymany kilka dni temu 34-letni Wietnamczyk (sprawę opisaliśmy w środę).

„Zgubiony” sprzedawca

Jakie są początki? Towary są kupowane w Chinach i Indiach (w dokumentach figurują faktyczne ceny i ilości), i drogą morską transportowane do Hamburga oraz portów brytyjskich i holenderskich. Po dotarciu kontenera do portu docelowego faktury są podmieniane i w zgłoszeniu celnym wskazywany jest już sprzedawca z Tajwanu, Hongkongu czy inna firma (zamiast dostawcy z Chin lub Indii).

– Przedkładana w urzędzie celnym faktura opiewa na taką samą ilość i wagę towaru, ale w cenach drastycznie, bo od 7 do 15 razy zaniżonych. A na nowej fakturze jako importer pojawia się już czeska, słowacka lub polska spółka słup – wyjaśniają nam śledczy.

Z Hamburga i portów europejskich kontenery odbierają polskie firmy transportowe, jadą z nimi zwykle do Czech i Słowacji, by tam zamknąć procedurę celną. Po ocleniu ładunku w tak rażąco obniżonych cenach, towar – już bez żadnych faktur – jest wieziony do Polski i rozładowywany w rejonie Wólki Kosowskiej – w nielegalnych magazynach (np. stare stodoły). Kierowcy przez telefon dostają instrukcję.

W kraju dystrybucja takiego towaru odbywa się w zasadzie bez rejestrowania sprzedaży na kasach fiskalnych – wskazuje analiza. – Chiński i hinduski importer zarabia podwójnie: i na towarze, i na podatku VAT, odliczając go w całości na podstawie lewej faktury, a nie płacąc go przy zakupie towaru – tłumaczy jeden ze śledczych.

Udział w „torcie”

Na tym etapie włączają się Wietnamczycy, którzy – zdaniem śledczych – opanowali rynek lewych faktur i prania pieniędzy z nieopodatkowanej sprzedaży towarów z Azji. „Tej grupie narodowościowej przypada w »torcie Wólka Kosowska« rola maskowania pochodzenia rzeczywistej wartości i sposobu wprowadzenia do obrotu importowanych towarów" – wskazuje analiza.

Jednak legalny transfer zysków, np. do Chin, jest niemożliwy także przez to, że w deklaracjach VAT jest wykazywane tylko kilka procent rzeczywistej sprzedaży. Stąd opanowane przez Wietnamczyków firmy, które dokonują przelewów m.in. w ramach rzekomo prowadzonej przez siebie działalności. Np. 34-letni Wietnamczyk wykorzystywał do tego swoje Biuro Usług Płatniczych.

Firmy te działają do czasu, aż zainteresują się nimi służby skarbowe czy policja, a gdy się robi gorąco, „czyszczą” konta i likwidują interes. W ich miejsce powstają nowe. – Są przypadki fundowania kilkudniowych wycieczek do Polski osobom, które zgodzą się na rolę słupów i wykorzystanie ich danych do „papierowego" założenia spółki i kont bankowych – twierdzą nasi rozmówcy rozpracowujący proceder.

Zmowa milczenia

Taki model biznesu – zastrzegają śledczy – nie dotyczy oczywiście wszystkich azjatyckich przedsiębiorców. Jednak te mechanizmy w przypadku firm z Wólki się powtarzają. Śledztwa dotyczące nadużyć z udziałem działającego tu azjatyckiego biznesu są – jak twierdzą prokuratorzy i agenci służb – jednymi z najcięższych. Przez sposób działania sprawców, zmowę milczenia i barierę językową. Głównym dowodem są zwykle zatrzymane komputery i telefony – jak w śledztwie Prokuratury Regionalnej w Warszawie i CBA, gdzie polecenia o transferach lewych zysków (szły do Chin i Emiratów Arabskich) 34-letni Wietnamczyk dostawał poprzez szyfrowane komunikatory.

Tekstylia, buty, artykuły wyposażenia wnętrz i setki innych, które azjatyckie grupy przestępcze sprowadzają do centrum handlowego w podwarszawskiej Wólce Kosowskiej, przechodzą długą drogę. Proceder jest tak pomyślany, by przyniósł im fortunę.

„Rzeczpospolita" poznała główne ustalenia z analizy dotyczącej przestępczości azjatyckiej. Opracowanie powstało w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie przy okazji śledztwa dotyczącego transferu 116 mln zł za granicę. Były to brudne zyski z handlu w Wólce Kosowskiej, które m.in. do Chin wyekspediował zatrzymany kilka dni temu 34-letni Wietnamczyk (sprawę opisaliśmy w środę).

Pozostało 84% artykułu
Przestępczość
„Czuję się jak bin Laden”. Mężczyzna chciał wysadzić giełdę papierów wartościowych
Przestępczość
Brazylia: Eksplozje przed Sądem Najwyższym. Zamachowiec próbował wejść do budynku
Przestępczość
Chiny: Masakra w Zhuhai. Kierowca wjechał w tłum ludzi, 35 osób nie żyje
Przestępczość
Atak na kibiców z Izraela w Amsterdamie. Premier Holandii przerażony antysemityzmem
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Przestępczość
Wielka akcja służb w Niemczech i w Polsce wymierzona w skrajnie prawicową grupę terrorystyczną