A powrót jest teraz bardzo utrudniony, chociaż restauratorzy namawiają, żeby spróbować. Z podobnymi problemami borykają się przede wszystkim Francuzi, którzy właśnie otworzyli się na przylatujących ze Stanów Zjednoczonych. Na Lazurowym Wybrzeżu nie ma praktycznie restauracji, gdzie nie tylko po francusku wywieszono ogłoszenie: szukamy pracowników.
Ten kłopot mają także restauracje w Polsce, gdzie wielu pracowników branży hotelarsko- restauracyjnej znalazło pracę w innych zawodach i nie zamierza już wracać. Mniejsze kłopoty mają te placówki, które podczas pandemii nie zwolniły pracowników, ale zawsze może skusić wyższa płaca u konkurencji. — Nie ukrywam, że liczymy na lojalność naszego personelu, który miał pracę w najtrudniejszych dla naszej branży czasach — mówi Leszek Mięczkowski, prezes Grupy Dobry Hotel do której należy 13 hoteli m.in. w Jastarni, Sopocie, Zakopanem i na Mazurach. Przyznaje on również, że zna przypadki, kiedy bardzo dobrzy szefowie kuchni znaleźli pracę w stoczni.
Czytaj także: Polacy masowo ruszyli na zakupy. Pora na restauracje
W Wielkiej Brytanii dochodzi teraz do sytuacji, kiedy właściciele restauracji nawzajem podkupują sobie personel, oferując pracownikom coraz wyższe płace. Dla konsumentów oznacza to jedno: będzie drożej. Kiedy nie udaje się pozyskać pracowników, bary i restauracje nie mają innego wyjścia, jak wyłączenie części obiektu i to w sytuacji, kiedy konsumenci bardzo chcieliby zjeść poza domem, bo mają dosyć zamknięcia. Taka polityka jest widoczna przede wszystkim w restauracjach droższych, bo te nie mogą pozwolić sobie na pogorszenie jakości serwisu.
„New York Times" opisuje przypadek Mauro Sanny, właściciela londyńskiej restauracji Olivo, który w desperacji zamknął lokal na sobotnie lunche i przez cały dzień w niedzielę, bo nie miał wystarczającej liczby zatrudnionych kucharzy, kelnerów, a nawet szefów sali. Łącznie brakuje mu w tej chwili 15 osób. I na Twitterze napisał : „Oczywiście zmienimy tę decyzję, kiedy tylko znajdziemy niezbędnych pracowników". W rozmowie z dziennikarzem „NYT" nie ukrywa, że sytuacja powoli staje się nie do wytrzymania. — Myślałem, kryzys wywołany koronawirusem był największy, jaki przeżywaliśmy. Ale ten jest o wiele głębszy, bo nie jesteśmy w stanie już nic zrobić— mówił Mauro Sanna. I przyznał, że w desperacji wywiesił ogłoszenia na Sardynii, skąd pochodzi. Nie dostał ani jednego zgłoszenia. Teraz proponuje 100 funtów każdemu, kto znajdzie mu pracownika. Jak na razie i to się nie sprawdziło. Jego sąsiad z pobliskiej Olivocarne postanowił zamknąć swoją restaurację w niedzielne wieczory i przez cały dzień w poniedziałek, bo do kuchni znalazł jedynie 4 pracowników, a wcześniej pracowało tam siedem osób.