Koalicja Obywatelska wygrała ostatni weekend kampanii do PE?
Na start mieliśmy przewagę około 8–9 pkt proc., później PiS udało się to wyrównać. Natomiast teraz rzeczywiście odrabiamy. Dla mnie to jest zaskakująca kampania. Z jednej strony wyczuwam wielkie zmęczenie polityką samych wyborców. Mamy de facto trzy kampanie pod rząd – jedną sejmowo-senacką, a potem dwie tury wyborów samorządowych. Wybory samorządowe są bardzo skomplikowane. Natomiast wybory do PE to jest walka dwóch obozów – PiS i PO. Ona jest prostsza, w związku z tym sądzę, że te dwa ostatnie tygodnie będą przesądzające o wynikach wyborów, ale i o frekwencji.
Czy to zmęczenie, o którym pan mówi, przełoży się właśnie na niższą frekwencję?
Zapewne trochę się przełoży. Ja liczę jednak na to, że ta frekwencja będzie najwyższa, jeśli chodzi o wybory do PE w ostatnich kilkunastu latach. Dla mnie są dwie kluczowe sprawy w tych wyborach. Po pierwsze, mamy podział opinii na eurosceptyczną i euroentuzjastyczną. Środek, który wypełnia PO, na szczęście rośnie. Zawsze jednak w polityce wyrazistość lepiej się sprzedaje. Najtrudniej sprzedaje się coś, co jest racjonalne, zdroworozsądkowe, umiarkowane i my musimy tacy być. Po drugie, dziś walka między KO a PiS odbywa się pod prostym, sztandarowym hasłem: czy my mamy być w UE, czy też nie. PiS udaje, że jest zwolennikiem pobytu w UE. Ale ten sceptycyzm PiS wobec UE jest na granicy polexitu. I ta nieufność PiS wobec UE jest większa niż Davida Camerona przed brexitem, a wiemy, do czego to doprowadziło.
Dziś walka między KO a PiS odbywa się pod prostym, sztandarowym hasłem: czy my mamy być w UE, czy też nie
Mówi pan, że PO chce być i jest partią centrum, zdrowego rozsądku. Jak się do tego ma spot PO o PiS i Rosji oraz decyzja Rafała Trzaskowskiego o krzyżach w ratuszu?
Przyznaję, że czas ostatniego pomysłu nie jest zbyt fortunny. Trzeba pamiętać, że ta centrowa część UE, należąca do EPP, zaczyna się od tego, że mamy europejskich, chrześcijańskich demokratów. Natomiast jeśli chodzi o inne elementy, jeśli chodzi o PiS, to musimy być twardzi. PiS nadal stosuje wszystkie triki, by oszukać wyborców. Np. jeśli chodzi o Zielony Ład, to jestem zdumiony, że PiS jest cały czas w stanie powiedzieć, że Zielony Ład był przez nich atakowany. Przecież pamiętamy wystąpienie komisarza Wojciechowskiego, pamiętamy wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego. I on nagle wychodzi do ludzi i mówi do nich coś kompletnie przeciwnego. Prezes Kaczyński uważa swoich wyborców za kompletnych durni. To nie wygląda dobrze, ale musimy pamiętać, że walka z PiS musi się odbywać różnymi metodami, bo inaczej prawda nie dociera do tej oszukanej części elektoratu PiS.
Zielony Ład pojawia się, gdy rozmawia pan z wyborcami na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie?
Tak, temat się przebija. Najmłodsza grupa, która niechętnie deklaruje udział w wyborach 9 czerwca, odbiera Zielony Ład pozytywnie i z nadzieją. Oni traktują go prosto: że to obrona klimatu i reakcja na zjawiska klimatyczne, że to jest ich przyszłość. Natomiast osoby starsze – tak jak gdy rozmawiałem w niedzielę na wrocławskim rynku – mówią, że nie w takim tempie, nie tak szybko, nie damy rady z Zielonym Ładem. Niektórzy powołują się tu np. na słowa europosła Jerzego Buzka. Ja sam pamiętam, gdy byłem europosłem, przestrogi europosła Buzka, że harmonogram Zielonego Ładu, który PiS zaczynał przyjmować, jest po prostu niemożliwy do zrealizowania. I że może być dla Polski trudny do udźwignięcia.