Jaki jest pana pomysł na wygraną w II turze i zdobycie prezydentury w Krakowie?
Po pierwsze, rozmawiam – i to bezpośrednio – z wyborcami wszystkich kandydatów, którzy odpadli w I turze. I to nie wyłączając nikogo. Przekonuję ich, chcę ich przekonać do tego, że Kraków potrzebuje niezależnego prezydenta, niepartyjnego. Że w moim Krakowie będzie miejsce dla wyborców PiS, Platformy, Konfederacji, Trzeciej Drogi i Lewicy. Przekonuję też do tego, że jeśli wygra mój kontrkandydat, to część z tych wyborców może poczuć się wykluczona. Po drugie, przekonuję, że Kraków potrzebuje prawdziwej zmiany, a nie kontynuacji. Bo mój kontrkandydat Aleksander Miszalski był radnym wybranym z list prezydenta Jacka Majchrowskiego i go popierał. To pierwsza rzecz. Po drugie, mobilizuję moich własnych wyborców, o których wiem, że nie głosowali. Wiem skądinąd, że takich ludzi jest w Krakowie bardzo wielu. Spotykam się z nimi w trakcie kampanii bezpośredniej i mówią mi, że nie głosowali 7 kwietnia, bo byli przekonani, że i tak wejdę do II tury. Mobilizuję ich argumentami o mojej bezpartyjności i tym, że jestem kandydatem zmiany. I tym, że nie może być już teraz żadnego swobodnego podejścia do głosowania.
Pana konkurent mówi, że ma pan poparcie Beaty Szydło i Barbary Nowak. To jak z tą apartyjnością?
Odpowiadam na to tak: mam bardzo szerokie poparcie. Popiera mnie też posłanka partii Razem Daria Gosek-Popiołek, radni z Nowoczesnej, którzy byli w tej partii, ale zostali zmuszeni do odejścia. Popierają mnie ruchy miejskie i rzeczywiście od pewnego czasu popiera mnie – przed II turą – lokalna struktura PiS oraz kilku lokalnych polityków PiS. To bardzo miękkie poparcie, bo lokalnie PiS podkreśla, że trzeba iść na wybory 21 kwietnia i nie można popierać Miszalskiego. Rozumiem, że PiS wybiera mnie – ze względu na swoją świętą wojnę z PO – jako mniejsze zło w mieście. Ja jednak stanowczo deklaruję: nikt z PiS nie będzie zajmował żadnych stanowisk w mojej administracji prezydenckiej, jeśli wygram wybory. Takie pogłoski się pojawiły i ja stanowczo temu zaprzeczam. Stanowiska w administracji będą obsadzone przez niezależnych, bezpartyjnych ekspertów. Podkreślam: nie rozmawiałem z władzami PiS, nie umawiałem się, nie wysyłałem żadnych emisariuszy. I nie mam z PiS żadnych ustaleń. To poparcie jest poparciem tylko w jedną stronę.
Z drugiej strony, jeśli zostanie pan prezydentem, to będzie musiał pan ułożyć się z Radą Miasta. A tam jednoznaczną większość ma PO. Będzie pan w stanie się z PO w Radzie porozumieć?
Niestety, te emocje w kampanii rosną. Mam nadzieję, że po wyborach takie porozumienie będzie możliwe – że będzie można usiąść do stołu i rozmawiać. Jestem na takie rozmowy z PO w Radzie Miasta otwarty. I mam nadzieję, że PO nie przekroczy kolejnych granic. O Krakowie zawsze trzeba rozmawiać. PO ma teraz większość. Brak porozumienia będzie oznaczał impas. Będą potrzebne kompromisy. Ale od razu podkreślam: w ramach tych kompromisów nie ma mowy o posadach czy synekurach dla członków PO. Istotą mojego kandydowania jest to, by w Krakowie rządzili fachowcy, a nie ludzie z partyjną legitymacją.
O Krakowie zawsze trzeba rozmawiać. PO ma teraz większość. Brak porozumienia będzie oznaczał impas. Będą potrzebne kompromisy.
Jak rozumiem, to dotyczy wszystkich partii. Partii Razem też?
Tak. Wszystkich. Razem, Lewicy, Trzeciej Drogi. Nie ma mowy o tym, by ktoś z legitymacją partyjną był wiceprezydentem, prezesem którejś ze spółek czy jednostek miejskich. Rozmowy o tym są wykluczone. Wolałbym nie mieć większości w Radzie Miasta niż toczyć takie rozmowy.