W sobotę w rozmowie z francuską telewizją LCI ambasador Polski we Francji, Jan Emeryk Rościszewski, mówił o inwazji Rosji na Ukrainę. Dyplomata stwierdził, że jeśli Ukrainie nie uda się obronić niepodległości, to Polska nie będzie miała wyboru i będzie zmuszona przystąpić do konfliktu. Ambasada RP w Paryżu wydała oświadczenie, w którym przekonywała, że wypowiedź Rościszewskiego jest interpretowana w oderwaniu od kontekstu.
Czy na biurku prezydenta Andrzeja Dudy znajduje się wniosek o odwołanie ambasadora Polski we Francji? Pytany o to w RMF FM sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz powiedział, że nie ma takiego wniosku. Minister zaznaczył, że tego typu wnioski są składane przez ministra spraw zagranicznych za zgodą premiera.
Czytaj więcej
"Dokładne wysłuchanie całości rozmowy pozwala zrozumieć, że nie było w niej zapowiedzi bezpośredniego zaangażowania się przez Polskę w konflikt, a jedynie przestrzeżenie przed konsekwencjami, jakie może mieć porażka Ukrainy" - w ten sposób polska ambasada we Francji tłumaczy budzącą kontrowersję wypowiedź polskiego ambasadora we Francji Jana Emeryka Rościszewskiego. Do wypowiedzi odniósł się też szef komisji spraw zagranicznych w Sejmie, Radosław Fogiel.
Przydacz: Polska nie jest częścią tej wojny
Przydacz mówił, że "przysłuchiwał się" wypowiedzi ambasadora Rościszewskiego. Gdy przytoczono mu fragment słów szefa polskiej placówki w Paryżu, prezydencki minister oświadczył: - Stanowisko Polski jest w tym kontekście bardzo jasne: Polska nie jest częścią tej wojny i nie chce być częścią żadnej innej wojny.
- Wojna jest złem. My jako dyplomacja prezydenta i prezydent wspólnie także z rządem robimy wszystko, aby Polska była bezpieczna i trzymała się jak najdalej od jakiejkolwiek działalności agresywnej na terytorium Polski - dodał Przydacz.