Czy rozmawiał pan z Zełenskim o rozszerzeniu UE? Czy możliwa jest szybka ścieżka dla Ukrainy?
Poświęciliśmy temu dużo czasu. Zełenski chciał wiedzieć, jaka jest rzeczywistość polityczna w UE, i ja mu o tym powiedziałem. Kluczowe jest dobre wzajemne zrozumienie tego, co jest możliwe i co nie jest możliwe. Oczywiście nie jest żadną tajemnicą, że Kijów chce przyspieszyć ten proces. Czasem czytam wypowiedzi różnych ekspertów, że w procesie rozszerzenia szybka ścieżka jest niemożliwa. To zależy, jak rozumiemy to pojęcie. Jeśli oznaczałoby to zmianę zasad i procedur, to faktycznie byłoby to trudne, bo UE jest wspólnotą opartą na praworządności. Ale jeśli mówimy o tym, że obie strony zrobią wszystko, co się da, żeby jak najszybciej wykonywać zadaną pracę, to zupełnie inna dyskusja. Zachęcajmy ich, żeby przyspieszali reformy. I jeśli już je przeprowadzają, to po naszej stronie musimy uniknąć kunktatorstwa. Będzie raport KE na wiosnę o Ukrainie i większy raport pod koniec roku na temat stanu rozszerzenia. Jest więc polityczny rozpęd.
UE chce wspierać Ukrainę, ale sama ma poważne problemy gospodarcze. Na 9 lutego zwołał pan nadzwyczajny szczyt UE, który ma się zająć zagrożoną obecnie konkurencyjnością europejskiej gospodarki: wysokie ceny energii, masowy plan subsydiów w USA. Jaki jest plan, żeby to zagrożenie powstrzymać?
Globalnie sytuacja jest trudna. Od dawna mamy problem nierównych relacji z Chinami, a teraz dochodzi decyzja rządu USA o masowych subsydiach dla ich przedsiębiorstw. Nie winię ich za to, dobrze, że realizują promowane nasze zielone cele, ale problematyczne jest to, jak to robią. Po pierwsze, musimy przekonać USA do zmiany niektórych zasad, a plan minimum to traktowanie nas na takich samych zasadach, jak Kanady i Meksyku. Ale musimy też wziąć przyszłość w swoje ręce i dlatego proponuję pakiet działań. Przede wszystkim musimy szybko zmienić zasady pomocy publicznej. Komisja Europejska przed szczytem przedstawi swoją propozycję. Ja nalegam na jedno: żeby zmiany nie oznaczały fragmentacji jednolitego rynku, żeby decyzje o akceptacji pomocy publicznej przez KE nie były podejmowane uznaniowo. Potrzebujemy wspólnych reguł. Po drugie, musimy uczynić bardziej elastycznymi zasady korzystania ze środków już dostępnych. Trzeba ułatwić korzystanie z nich czy przekierowanie na nowe priorytety. Po trzecie, musimy rozważyć możliwe przedłużenie programu SURE (wart 100 mld euro program preferencyjnych pożyczek na podtrzymanie miejsc pracy w pandemii, z którego Polska wykorzystała 11,4 mld euro – red.). To jest najprostszy sposób na zagwarantowanie solidarności między państwami członkowskimi w krótkim terminie. Bo nie wszystkie mają takie same możliwości budżetowe. Wreszcie po czwarte, pomysł funduszu suwerennego wymaga więcej czasu, ale ważne jest, żeby jak najszybciej podjąć decyzję jego stworzenia. Bo inwestycje w zielone technologie wymagają pieniędzy, ale potem przyniosą zyski. Dlatego konieczne jest, żeby UE stała się panem swojego losu i żeby miała możliwość inwestowania w kapitał takich przedsięwzięć. Filarem tego projektu powinien być Europejski Bank Inwestycyjny. Możemy zacząć na zasadzie dobrowolności, nikogo nie należy zmuszać. To jest pakiet, nie można z niego selektywnie wybrać tego, co podoba się niektórym państwom członkowskim, a inne rzeczy zostawić. Jeśli tylko zdecydujemy o poluzowaniu zasad pomocy publicznej, bez uelastycznienia korzystania z unijnych funduszy i ekspansji programu SURE, to będziemy mieli problem. Oprócz tego pakietu musimy też zająć się problematyczną polityką handlową UE.
A co jest z nią nie tak?
Zacznijmy od braku przejrzystości. Procedura wygląda tak, że Rada, czyli państwa członkowskie, daje Komisji Europejskiej mandat na rozpoczęcie negocjacji nad umową o wolnym handlu. I ona negocjuje, a na koniec przedstawia rezultat swojej pracy i nam pozostaje go przyjąć lub odrzucić. To powoduje frustrację, poczucie parlamentów narodowych czy społeczeństwa obywatelskiego, że nie są konsultowani. To jest fundamentalny błąd. Mamy dobry przykład innego podejścia: negocjacje umowy z Wielką Brytanią o brexicie. W tym wypadku państwa członkowskie były stale konsultowane, a wszystkie instytucje – Komisja, Rada i Parlament – ściśle ze sobą współpracowały. Proszę, żeby wyciągnąć z tego wnioski i zastosować podobny model do negocjacji z innymi krajami. Nasza polityka w tej dziedzinie musi być bardziej nowoczesna i odzwierciedlać uzasadnione oczekiwania społeczne. Ludzie muszą być poinformowani. Druga sprawa to treść naszej polityki handlowej. Mam wrażenie, że teraz oczekuje się, że wszystkie problemy da się rozwiązać za jej pomocą. Oczywiście to jest bardzo ważny instrument postępu, rozpowszechniania naszych standardów i wartości. Ale musimy sobie zadać pytanie, czy tak się dzieje. I jakie powinny być nasze priorytety. Na pewno wzrost zamożności, ale też przestrzeganie praw pracowniczych, poszanowanie klimatu i środowiska. Jak sami nie jesteśmy jednoznaczni i chcemy zbyt wiele, w konsekwencji nic nie osiągamy. Dlatego potrzebujemy momentu prawdy.