Kolejna odsłona tzw. afery taśmowej z 2014 r. Tygodnik "Newsweek" napisał, że nagrania polityków związanych z PO, które zarejestrowano w warszawskich restauracjach, zanim trafiły do mediów (jako pierwszy opublikował je tygodnik "Wprost") zostały sprzedane do Rosji. Dowodem na to miały być zeznania Marcina W., wspólnika Marka Falenty, biznesmena, który miał zlecić nagrywanie polityków w restauracjach. Falenta został za to skazany na 2,5 roku więzienia.
Po publikacji tygodnika Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej i premier z lat 2007-2014 wezwał do powołania komisji śledczej. Ocenił, że prokuratura nie jest godna zaufania.
- W tej konkretnej sytuacji chyba tylko komisja śledcza, niezależna od pana Ziobry i od pana Kaczyńskiego, mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u, dlaczego w ciągu pierwszych trzech lat rządów PiS-u Polska została tak mocno uzależniona od rosyjskiego węgla - mówił Tusk.
Czytaj więcej
- My bronimy suwerenności, a wy stoicie tam, gdzie przeciwnicy polskiej suwerenności, i to nas różni. I nie wygracie wyborów - powiedział poseł Solidarnej Polski Janusz Kowalski, zwracając się z sejmowej mównicy do posłów opozycji.
W reakcji na słowa Tuska w środę wieczorem Prokuratura Krajowa - co wcześniej zapowiedział prokurator generalny Zbigniew Ziobro (Solidarna Polska) - opublikowała "protokoły wyjaśnień i zeznań Marcina W.". Z protokołu wynika, iż Marcin W. zeznał, że wręczył osobie o inicjałach M.T. łapówkę w wysokości 600 tys. euro. Łapówka miała być wręczona w reklamówce. Według mediów chodzi o syna byłego premiera, Michała Tuska. Michał Tusk zaprzeczył w rozmowie z Onetem, by takie zdarzenie miało miejsce. - Nigdy nie poznałem Marka Falenty, nie znam Marcina W. - mówił.