Wielu z nas pamięta, że kiedyś istniały pory roku. Zimy z siarczystym mrozem, solidnymi opadami śniegu i odciętymi od świata drogami, jesienie skąpane w chłodnym deszczu i 1 listopada koniecznie udekorowany pachnącymi naftaliną futrami. Wiosny, podczas których zieleń budziła się nachalnie do życia i lata, gdy na zmianę było słońce lub burza. Dzisiaj potrzeba uważnego obserwatora, by dostrzec istotne różnice między październikiem i lutym, albo znawcy flory, aby zadziwił się tym, że magnolie puszczają pąki niemal przez cały rok. Na naszych oczach zmienił się świat, a my przyzwyczailiśmy się do modyfikacji, które z czasem zaczęły stanowić normę.
Zmiany zaszły też w świecie prawników. Z wąskiego grona zrzeszonych w samorząd osób parających się pomaganiem ludziom i wyprowadzaniem ich z gąszczu przepisów przeistoczyliśmy się w struktury przypominające korporacje albo stowarzyszenia, które zgrabnie (choć bez reakcji rządzących) artykułują swoje potrzeby, piętnują uchybienia, krytykują wprowadzane zmiany i wskazują obszary wymagające interwencji. Z przedstawicieli zawodów zaufania publicznego staliśmy się przedsiębiorcami operującymi przepisami i tak samo jak nasi klienci narażonymi na zmiany rynku, inflację i codzienne wybory między ideałami i własnym interesem. Zmiany te, choć najsilniej podnoszone po 2005 r., stały się codziennością, do której przyzwyczailiśmy się podobnie jak do zmiany klimatu. Z tego względu – choć kilka dekad temu oczywistością było, że adwokat nie może wykonywać zawodu w warunkach umowy o pracę, zarządzać cudzym przedsiębiorstwem ani posługiwać się ocennym i nakłaniającym do skorzystania z jego usług przekazem (reklamą) – dzisiaj część środowiska przychylniej patrzy na takie propozycje, zaś one same zdają się najbardziej atrakcyjnymi kąskami w przededniu samorządowych wyborów.
Czytaj także: Domagalski: Pyskówki sądowe - proste sprawy dla dobrych prawników
My, prawnicy, w ciągu lat nie dostrzegliśmy, jak bardzo staliśmy się interesowni, ukierunkowani na szybki i łatwy zarobek, jak bardzo jesteśmy roszczeniowi i oczekujący, iż zarówno nasi klienci, jak i pracodawcy bez mrugnięcia okiem wypłacą nam wynagrodzenia adekwatne do ambicji, a nie zawsze umiejętności i doświadczenia. Nam, adwokatom, umknęło, jak szybko odeszliśmy od wpisanej w istotę naszego zawodu wolności od czynników zewnętrznych i wewnętrznych (być może szczególnie nasilonych ostatnio ze względu na liczbę pokus i codziennych wyzwań) i jak staliśmy się skłonni do podziałów, przed którymi niegdyś chroniło nas koleżeństwo i poczucie misji wpisane w nasz zawód, tak chętnie dziś obśmiewanej.
Skłonni do biadolenia nad tym, iż wielkim adwokatem łatwiej było się stawać w stanie wojennym, dzisiaj, w obliczu pandemii, kryzysu gospodarczego i wobec egzaminu, jakim poddane mogą być międzyludzkie relacje, możemy przeoczyć moment, w którym prawnicy wyjdą z niechlubnej roli consigliere, a staną się na powrót tymi, którzy niosą ludziom pomoc. Nie tylko podejmując się prowadzenia spraw, lecz wspierając klientów w niewdawaniu się w konflikty. Nie tylko udzielając porad prawnych, lecz starając się teorię prawa przełożyć na prawdziwe życie w taki sposób, by je mocodawcom ułatwić, uwalniając od komplikowania i antagonizowania.