Zofia Brzezińska: Pieśń o (złym) Rolandzie

Obsesyjnie dążył do zaostrzania wszelkich możliwych uregulowań.

Aktualizacja: 28.02.2021 13:11 Publikacja: 28.02.2021 00:01

Delegacje prokuratorów

Delegacje prokuratorów

Foto: Adobe Stock

O tym, jak ważne jest podporządkowanie wszelkich narzędzi wymierzania sprawiedliwości konstytucyjnym ramom prawa, może świadczyć historia Trybunału Ludowego, sądu specjalnego Trzeciej Rzeszy, którego działanie nie było określone żadną literą prawa. W latach 1942–1945 jego przewodniczącym był Roland Freisler.

Narzędzie sądowych zbrodni

Trybunał Ludowy (Volksgerichthof) powstał w 1934 r. i zgodnie z pierwotnym założeniem jego głównym celem miało być sądzenie najcięższych przestępstw, takich jak zdrada stanu oraz zdrada państwa. Naziści zdecydowali się powołać tę instytucję, gdyż byli sfrustrowani zbyt łagodnym według nich potraktowaniem przez Sąd Najwyższy Rzeszy podpalaczy Reichstagu w 1933 r. Trybunał był sądem specjalnym, a jego kompetencje stopniowo rozszerzano na inne wykroczenia przeciwko totalitarnemu państwu, jak np. defetyzm, szpiegostwo czy sabotaż gospodarczy. W 1936 r. został przekształcony w sąd zwyczajny. Od początku do końca swego istnienia był jednak nastawiony przede wszystkim na przeprowadzanie procesów doraźnych. Był to sąd jednoinstancyjny, a w zasadzie – narzędzie do popełniania zbrodni sądowych.

Czytaj także: Zofia Brzezińska: Sprawiedliwość po nigeryjsku

O taki właśnie charakter tej instytucji nieustająco dbał jej przewodniczący Roland Freisler. Ten były komisarz bolszewicki (współpracę z Rosjanami nawiązał w czasie pierwszej wojny światowej) robił wszystko co w jego mocy, aby zdławić w zarodku wszelki bunt przeciwko narodowosocjalistycznej władzy. Gorliwością w prześladowaniu prawdziwych i wyimaginowanych wrogów Trzeciej Rzeszy pragnął wymazać z pamięci zwierzchników swoją kompromitującą przeszłość (co zresztą nigdy mu się nie udało – Adolf Hitler do końca życia nazywał go ironicznie starym bolszewikiem). Freisler doktoryzował się w 1922 r., a od 1924 r. pracował jako adwokat.

Po wstąpieniu do NSDAP podjął pracę w Ministerstwie Sprawiedliwości. Do jego obowiązków należało czuwanie nad ustawodawstwem karnym. Znany był z obsesyjnego dążenia do zaostrzania wszelkich możliwych uregulowań oraz z domagania się zwiększenia roli sądów specjalnych jako „sądów doraźnych frontu wewnętrznego". 20 styczna 1942 r. brał udział w słynnej konferencji w Wannsee, która zapisała się jako jedna z najczarniejszych kart w historii Niemiec – to właśnie na tym spotkaniu podjęto decyzję o przeprowadzeniu eksterminacji narodu żydowskiego.

W sierpniu tego samego roku stanął na czele Trybunału Ludowego, zastępując innego zbrodniarza Otto Thieracka. Ten zasłynął jako gruntowny reformator prawa niemieckiego, by stało się ono instrumentem legalizacji popełnianych przez władzę zbrodni. Był też twórcą innowacyjnego pomysłu unicestwiania niepożądanych narodowości (Żydów, Słowian, Romów) poprzez wydalanie ich z zakładów karnych do obozów koncentracyjnych na „wyniszczenie przez pracę''.

Bez zahamowań

Roland Freisler okazał się godnym naśladowcą swojego poprzednika. Pod jego rządami Trybunał Ludowy przekształcono w organ nastawiony całkowicie na współpracę z władzą. Zaledwie od dwóch sędziów wymagano kwalifikacji zawodowych. Pozostali zaś sędziowie, nazywani ludowymi lub honorowymi, wywodzili się ze środowiska funkcjonariuszy partyjnych. Ich nabór przeprowadzał minister sprawiedliwości Rzeszy, a wybrany sędzia nie miał prawa odrzucić nominacji. Organizacja przewodu sądowego była oparta na zasadzie szybkości procesu, który zazwyczaj trwał nie więcej niż godzinę, a wyrok był ostateczny – jedynie prokurator miał prawo wnosić apelację. Oskarżonemu oraz jego obrońcy pozostawała jedynie możliwość zwrócenia się z prośbą o łaskę do samego Hitlera. Obrońca i oskarżony mieli rażąco mało czasu (około kilku lub kilkunastu godzin) na zapoznanie się z zarzutami oraz przygotowanie linii obrony. Nie zawsze też nawet wolno im było się kontaktować. Przewodniczący nierzadko występował w dwóch funkcjach; jako prokurator oraz wydający wyrok sędzia.

Nie ma wątpliwości, że Freisler znakomicie czuł się w obu tych rolach. Na sali sądowej zachowywał się bardziej niż swobodnie, krzycząc i ubliżając oskarżonym bez żadnych zahamowań. Przebieg procesu przed Trybunałem Ludowym został doskonale zobrazowany w filmie Marca Rothemunda „Sophie Scholl – ostatnie dni". Dzieło przedstawia historię jednego z najgłośniejszych procesów przed Trybunałem Ludowym i oparte jest na oryginalnych protokołach z przesłuchań Sophie Scholl oraz jej współoskarżonych: brata Hansa Scholla oraz przyjaciela Christopha Probsta. Ci dwudziestokilkuletni ludzie byli członkami antynazistowskiej organizacji Biała Róża. Przyłapani przez woźnego na rozkładaniu ulotek na terenie uniwersytetu w Monachium, stanęli przed obliczem bezwzględnego Freislera.

Na filmie ukazano całkowitą bierność oraz brak jakiegokolwiek zaangażowania obrońców, krótkotrwałość procesu, brak umożliwienia oskarżonym realnej obrony oraz urągające powadze instytucji sądu skandaliczne zachowanie Freislera. Przeraża szybkość i bezrefleksyjność, z jaką wydano na tych młodych ludzi wyrok śmierci. Proces ten miał miejsce 22 lutego 1943 r. w godzinach przedpołudniowych, a już o godzinie 17 tego samego dnia wykonano wyrok śmierci na skazanych, tym samym łamiąc kolejną zasadę o zachowaniu terminu 99 dni między wydaniem wyroku skazującego na śmierć a egzekucją.

Innym znanym procesem była rozprawa organizatorów zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 r. Führer, który został jedynie ranny, wpadł w furię i poprzysiągł zamachowcom krwawą zemstę. „Freisler już to załatwi" – miał zapowiedzieć złowieszczo. Nie mylił się: podczas tego posiedzenia Trybunału Freisler przeszedł samego siebie. Oskarżonym nie wolno było nawet odezwać się do sędziów ani porozumiewać z obrońcami. Oskarżonych z lubością upokarzano (jednemu z nich, feldmarszałkowi Erwinowi von Witzlebenowi odebrano pasek do spodni i musiał przez cały czas podtrzymywać ręką dolną część garderoby).

Wymknął się

Tak jak życzył sobie tego Hitler, wszyscy otrzymali wyrok śmierci. Niektórzy ze spiskowców zostali powieszeni za żebra na hakach rzeźniczych, a ich bolesne konanie sfilmowano na polecenie wodza Trzeciej Rzeszy.

Również naszym rodakom nie udało się uniknąć karzącej ręki zbrodniczego dygnitarza. Najbardziej wstrząsającym przykładem jest historia 17-letniego Waleriana Wróbla, który został przywieziony do Bremy jako robotnik przymusowy. Był opóźniony w rozwoju i bardzo tęsknił za domem. Kierowany naiwną nadzieją na to, że w ramach kary zostanie odesłany do Polski, 29 kwietnia 1941 r. podpalił siano w stodole gospodarstwa, w którym pracował.

Ogień został szybko ugaszony (w czym Wróbel sam pomagał) i nie wyrządził żadnych szkód. Sąd specjalny w Bremie wszczął przeciwko nastolatkowi postępowanie karne. Pomimo swojej niepełnoletności, został on skazany na śmierć. Obrońca chłopca wystosował pismo o ułaskawienie do Freislera, ówczesnego sekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Prawnik wskazywał w nim na małoletność i „umysłowe deficyty" oskarżonego, brak wyraźnej szkodliwości czynu oraz brak antyniemieckiego nastawienia. Oczywiście Freisler odrzucił prośbę o łaskę, ostatecznie skazując tym Polaka na śmierć, która nastąpiła 25 sierpnia 1942 r. poprzez zgilotynowanie.

Podobnym rezultatem zakończyła się zdecydowana większość spośród 1200 rozpraw przeprowadzonych przez Rolanda Freislera, który doczekał się przez to przydomka „wieszający sędzia". Trybunał Ludowy specjalizował się w wydawaniu wyroków śmierci, a im dłużej trwała wojna, tym takich wyników procesów było więcej. Do 1945 r. wykonano około 5200 egzekucji. Wyroki śmierci ferowano często w sprawach zupełnie błahych, takich jak słuchanie zagranicznej rozgłośni, wyrażanie braku wiary w zwycięstwo Niemiec lub najlżejsza nawet krytyka Hitlera.

Freisler nie zdążył wydać swego ostatniego wyroku na oskarżonego, którego proces toczył się 3 lutego 1945 r. Podczas rozprawy rozpoczął się bowiem nalot na Berlin. Freisler wraz z innymi rzucił się do ucieczki, ale na dziedzińcu Trybunału został trafiony odłamkiem bomby i zginął na miejscu. Wymknął się więc powojennemu wymiarowi sprawiedliwości i nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie na tzw. procesie prawników będącym częścią procesów norymberskich.

Tylko symboliczna odpowiedzialność

Niestety udało się to też wielu innym sędziom Trybunału Ludowego, którzy po wojnie również nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności i kontynuowali swoją sędziowską karierę w RFN. W latach 60. i 80. dwukrotnie próbowano postawić przed sądem niektórych członków Trybunału, ale oskarżeni zmarli lub popełnili samobójstwo przed początkiem procesu. Pozostałe śledztwa zostały umorzone z powodu śmierci oskarżonych. Jedyny skazany na dziesięć lat więzienia naczelny prokurator Ernst Lutz wyszedł na wolność po czterech latach.

W tej sytuacji zwraca uwagę bezczynność oraz brak należytej staranności władz niemieckich przy rozliczaniu tej zbrodniczej instytucji. Dopiero w 1985 r. Bundestag uznał Trybunał Ludowy za „instrument terroru do wykonywania nazistowskiej tyranii", ale była to prawnie niewiążąca rezolucja. W 1998 r. mocą ustawy wszystkie wyroki Trybunału Ludowego zostały unieważnione, a rodziny ofiar Freislera doczekały się w ten sposób chociaż symbolicznej sprawiedliwości.

O tym, jak ważne jest podporządkowanie wszelkich narzędzi wymierzania sprawiedliwości konstytucyjnym ramom prawa, może świadczyć historia Trybunału Ludowego, sądu specjalnego Trzeciej Rzeszy, którego działanie nie było określone żadną literą prawa. W latach 1942–1945 jego przewodniczącym był Roland Freisler.

Narzędzie sądowych zbrodni

Pozostało 96% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?