Interpretacja prawa wymaga znajomości ekomiczno-społecznych okoliczności jego obowiązywaniae

Realia ekonomiczne mają wpływ na wykładnię prawa konsumenckiego – chcemy tego czy nie.

Publikacja: 27.07.2021 00:01

Interpretacja prawa wymaga znajomości ekomiczno-społecznych okoliczności jego obowiązywaniae

Foto: Adobe Stock

Jedną z największych przeszkód w skutecznym zbawianiu świata przez prawników jest ich częste, niestety, oderwanie od realiów społeczno-gospodarczych analizowanej regulacji prawnej, a także godna podziwu wiara, że za pomocą aktów normatywnych da się naprawdę zmienić rzeczywistość, a nawet nagiąć prawa fizyki czy ekonomii. Ta przypadłość nie jest zresztą właściwa wyłącznie teoretykom prawa, lecz coraz częściej również jego praktykom (nie wyłączając sędziów). Szczególnie jest to widoczne w obszarze, który od kilku lat rozgrzewa emocje komentatorów z dziedzin prawa i ekonomii – tj. sporów związanych z kredytami indeksowanymi i denominowanymi do franka szwajcarskiego.

Ignoranci, którzy nie rozumieją

Wydaje się, że część dyskutantów uwierzyła, że prawo konsumenckie jest taką wyjątkową dziedziną prawa, immunizowaną na realia gospodarcze, prawa ekonomii, a nawet zwykły rozsądek. Gdyby tak było, czyniłoby to regulacje konsumenckie sferą wyobcowaną z pozostałej części systemu prawa, który – wbrew nadziejom teoretyków – jest zatopiony w uwarunkowaniach społecznych i gospodarczych. Z kolei ci, którzy starają się przypomnieć oczywiste prawidła rynku, a także zwrócić uwagę na niesprawiedliwość daleko idących żądań, są lekceważeni jako ignoranci, którzy „nie rozumieją praw konsumentów i orzecznictwa TSUE".

Czytaj też:

Dyrektywa Komisji Europejskiej - jakie zmiany w kredytach konsumenckich

Dobrym przykładem takiego radykalizmu w myśleniu o prawie konsumenckim jest problem tzw. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału na wypadek rozliczeń stron po upadku umowy kredytu. Według części komentatorów dyrektywa 93/13, a zwłaszcza orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczące tej dyrektywy miałyby dopuszczalność roszczeń o takie wynagrodzenie wykluczać. Przywołuje się tu np. wyrok TSUE w sprawie C-301/18 Leonhard. Jest to jednak referencja chybiona, ponieważ wyrok ten dotyczy zupełnie innej kwestii i nie jest oparty na dyrektywie 93/13. Wykluczenie w tym orzeczeniu możliwości dochodzenia roszczenia o odszkodowanie za pożytki z kapitału jest konsekwencją wyłącznie faktu, że w sprawie chodziło o rozliczenie umowy zawartej zdalnie, od której konsument odstąpił na podstawie dyrektywy 2002/65 w sprawie sprzedaży konsumentom usług finansowych na odległość. Przepisy tej dyrektywy regulują jednak w pełni zasady takiego rozliczenia (harmonizacja pełna) i to było podstawą rozumowania TSUE w tej sprawie.

W przypadku dyrektywy 93/13 sytuacja jest zupełnie inna, gdyż prawodawca unijny w ogóle nie uregulował zasad rozliczenia upadłych umów z udziałem konsumentów. Kwestie rozliczeń pozaumownych (a należą do nich roszczenia o świadczenia nienależne) nie jest objęta reżimem unijnego prawa konsumenckiego. Ten wniosek płynie zresztą z wyroku TSUE w sprawach połączonych od C-349/18 do C-351/18. Trybunał wyraźnie stwierdził w nim, iż problematyka roszczeń pozaumownych jest domeną prawa krajowego, a nie dyrektywy 93/13.

Ekonomiści nam tłumaczą

W tym kontekście tracą na znaczeniu wszystkie argumenty o rzekomo wykluczającym dopuszczalność wynagrodzenia za korzystanie z kapitału „zniechęcającym skutku" dyrektywy 93/13. Co zresztą znamienne, TSUE nigdy do tej pory nie wypowiedział się w tej kwestii, a twierdzenie, że możliwość dochodzenia przez kredytodawcę wynagrodzenia za korzystanie z kapitału w przypadku rozliczenia upadłej umowy kredytu byłoby nie do pogodzenia z „duchem" dotychczasowego orzecznictwa unijnego Trybunału, wydaje się tyleż swobodne, co życzeniowe. Tymczasem na gruncie prawa krajowego istnieją poważne argumenty prawne przemawiające za taką dopuszczalnością (bezpodstawne wzbogacenie). Mają one również solidne uzasadnienie ekonomiczne, na co zwrócił uwagę Urząd Komisji Nadzoru Finansowego w swoim stanowisku z 1 lipca (str. 14). To, że kapitał w czasie kosztuje (co jest nierozerwalnie związane ze zmienną wartością pieniądza), jest bowiem w ekonomii naturalne. Wynagrodzenie za korzystanie z kapitału (oczywiście wszystko zależy od tego, w jakiej jest ono ostatecznie wysokości) nie jest zatem żadnym wzbogaceniem kredytodawcy po upadku umowy kredytu, lecz rekompensatą kosztu kapitału – zubożenia, którego doświadcza kredytodawca, a którego lustrzanym odbiciem jest wzbogacenie kredytobiorcy, który dysponował kapitałem przez określony czas. I to te proste prawdy starają się nam, prawnikom, przekazać ekonomiści. Nie jest to jednak łatwe, jeśli ktoś jest nadmiernie przekonany o wyjątkowej, sprawczej mocy przepisów prawa i nieomylności ich wykładni przez niektóre sądy, a ignoruje realia ekonomiczne i społeczne. Na szczęście rozumie to np. Narodowy Bank Polski, który w opinii przedstawionej Sądowi Najwyższemu wskazał, że wynagrodzenie za korzystanie z kapitału ma ekonomiczne uzasadnienie.

Tylko teoretycznie

Problemy z ucieczką wykładni prawa od rzeczywistości widać również w dyskusji o dalszych losach umowy kredytu indeksowanego/ denominowanego po stwierdzeniu abuzywności tzw. klauzul przeliczeniowych. Rację mają ci komentatorzy, którzy wskazują, że TSUE w odniesieniu do możliwości dalszego funkcjonowania umowy oraz ewentualnego wypełnienia „luki" przepisem dyspozytywnym nakazuje kierować się podejściem obiektywnym (co wynika choćby z wyroku C-260/18 w sprawie Dziubak/Raiffeisen), a tym samym wola konsumenta nie ma dla tej oceny znaczenia. Twierdzenie, że dyrektywa 93/13 pozwala krajowemu prawodawcy wprowadzić surowszą sankcję względem umowy zawierającej postanowienia abuzywne, a więc nawet jej unieważnienie na żądanie konsumenta, choć co do zasady prawdziwe, ma charakter czysto teoretyczny. Polski ustawodawca nigdy się bowiem na takie rozwiązanie nie zdecydował.

Próżno szukać dla niego uzasadnienia w krajowym porządku prawnym, a próby odnajdywania podstawy prawnej do automatycznego unieważnienia umowy w przypadku abuzywności jednego z jej postanowień w rozchwianym, krajowym orzecznictwie sądowym są nielogiczne. Wygląda to bowiem jak apel, aby nieliczne (nietrafne) wyroki polskich sądów, oderwane od wynikającego z dyrektywy 93/13 podejścia obiektywnego, traktować jak prawo stanowione, do czego – mimo wszystko – w naszym porządku prawnym nadal nie ma podstaw. Gdyby zresztą dało się (a się nie da) wywieść taką tezę z samej dyrektywy 93/13, to i tak, biorąc pod uwagę, że polski prawodawca takich rozwiązań nie wprowadził, nie można by się na nie powoływać. Prowadziłoby to bowiem do horyzontalnego skutku bezpośredniego dyrektywy, który (o czym wielu zapomina) jest co do zasady w prawie unijnym wykluczony.

Autor jest doktorem adwokatem, partnerem w kancelarii Jabłoński Koźmiński

Jedną z największych przeszkód w skutecznym zbawianiu świata przez prawników jest ich częste, niestety, oderwanie od realiów społeczno-gospodarczych analizowanej regulacji prawnej, a także godna podziwu wiara, że za pomocą aktów normatywnych da się naprawdę zmienić rzeczywistość, a nawet nagiąć prawa fizyki czy ekonomii. Ta przypadłość nie jest zresztą właściwa wyłącznie teoretykom prawa, lecz coraz częściej również jego praktykom (nie wyłączając sędziów). Szczególnie jest to widoczne w obszarze, który od kilku lat rozgrzewa emocje komentatorów z dziedzin prawa i ekonomii – tj. sporów związanych z kredytami indeksowanymi i denominowanymi do franka szwajcarskiego.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Powódź i prawo cywilne
Opinie Prawne
Jędrasik, Szafraniuk: Przyroda jest naszym sprzymierzeńcem
Opinie Prawne
Marta Milewska: Czas wzmocnić media lokalne, a nie osłabiać samorządy
Opinie Prawne
Wojciech Labuda: Samo podwyższenie zasiłku pogrzebowego to za mało
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Lekcja praworządności dla Ołeksandra Usyka