Inwestowanie w zabytkowe dworki, wille czy kompleksy pałacowe od kilku lat staje się coraz popularniejsze nie tylko wśród osób prywatnych, ale i przedsiębiorców. O tym, że może to być bardzo opłacalne, świadczy chociażby fakt, że z rynku deweloperskiego jak ciepłe bułeczki znikają urządzone w zrewitalizowanych obiektach pofabryczne lofty. A na wolny pokój na weekend w przywróconych do dawnego blasku pałacykach zamienionych na ekskluzywne hotele ze spa nierzadko czeka się tygodniami.
Inwestowanie w zabytki ma jednak swoje cienie. Odnawianie zdewastowanych obiektów pod kontrolą konserwatorską jest wymagające i kosztowne. Zdarza się, że osoby skuszone widokami bajecznych zysków szybko żałują podjętej decyzji i szukają sposobów, by zabytek zniknął z chronionej listy.
Jednak wykreślenie zabytku z rejestru nie jest takie proste. A przestrogą przed zbyt pochopnym inwestowaniem w zabytkowe nieruchomości może być jeden z najnowszych wyroków Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Sprawa dotyczyła właścicielki zespołu cegielni wpisanego przez wojewódzkiego konserwatora zabytków do rejestru w marcu 1993 r. W skład zespołu wchodziło kilkanaście obiektów, w tym zabytkowe budynki mieszkalne i gospodarcze, suszarnie, wyrobownie i budynek fabryczny.
Schody zaczęły się, gdy pod koniec 2014 r. właścicielka wystąpiła do ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego o skreślenie obiektów z rejestru zabytków. Wskazała na ich zły stan techniczny i realne zagrożenie dla bezpieczeństwa osób. Podkreśliła, że budynki zlokalizowane na jej działce są nieużytkowane.